Podreczniki dla CoolHogwartu

CoolHogwart Podreczniki


#1 2010-07-02 22:27:47

Dan Kuso

Administrator

Zarejestrowany: 2010-06-04
Posty: 79
Punktów :   

Klasa 1-2(rozdział III) cz.1

Wiezienia Świata Magii


W Świecie Magii istnieją dwa wiezienia dla czarodziejów, o których wiemy. wiemy tylko o
dwóch ale niewykluczone jest ze inne kraje, w których żyją czarodzieje tez
posiadają jakieś wiezienia, do których czarodzieje zostają zamknięci po wykonaniu
jakiegoś przestępstwa typu zabicie czarodzieja lub mugola.Nurmengard położony jest
gdzieś w Rosji na małym wzgórzu. Nad jego brama napisane jest "Dla większego dobra" co
było mottem Gellerta Grindewald
Powołanie de mentorów. 
Za czasów kiedy powstał pierwszy magiczny sad Wizengamot nie było miejsca, gdzie
można było zamknąć skazanych. Ministerstwo potrzebowało wiezienia ale i zarazem
strażników. Wiadomo, ze żaden człowiek o zdrowym umyśle nie chciał by pilnować osób, które jednym ruchem
różdżki zabijały, torturowały, bądź kontrolowały umyśl czarodzieja. Potrzeba
było kogoś, kto byłby odporny na wszelkie zaklęcia. I tak oto gdy Seamonus Lamer
umarł i został pochowany, następny minister Rufus Sard er powołał de mentorów.
Były to duchy, które miały być odporne na wszelkie zaklęcia i w razie potrzeby
potrafiące opanować agresywnego więźnia. Na wszelki wypadek Wizengamot
postanowił uwrażliwić strażników Azkaban na jedno zaklęcie gdyby oszaleli. To
zaklęcie na początku znane było pod nazwa Szczęśliwy Patron. Jednak później nazwa
przemieniła sie na Patronusa i tak zostało do dziś.

Mury Azkaban i pierwszy skazaniec.

Azkaban zaczęto budować 1498 roku co jest potwierdzone przez źródła pisane, które do
dziś spoczywają na czwartym Pietrze w budynku Ministerstwa w Urzędzie Prawa Czarodziejów. Na
początku projekt wiezienia był bardzo jakby to powiedzieć? "kijowy". Nawet
pięciolatek mógłby spokojnie znaleźć z celi wyjście. Pojawił sie na szczęście
człowiek, który budował takie budynki jak Hogwartu, Szpital Świętego Muna czy Bank Gringotta. Niejaki Joseph Gariette -
słynny architekt wśród czarodziei. Znalazł luki w projekcie i zmienił go na lepsze. Budowa wiezienia
potrwała trzy lata ze wszystkimi szczegółami od filarów po drobne zasłonki czy drobiazgi
zdobiące ściany np. : tarcze, herby. Najciekawsza rzeczą jest to, ze z niewiadomych powodów miecz Godricka Gryffindora
wisiał tam na ścianie jako ozdoba . Nikt nie miął pojęcia do kogo należy ta bron. 
Pierwszym człowiekiem skazanym na pobyt w Azkabanie na 10 lat był Seamus Notherson.
Ukradł on bowiem dwadzieścia sztabek złota ze skrytki numer 982 z banku Gringotta.
Wziął zakładnika (jednego z pracowników) i torturował go zaklęciem Cruciatus. Za takie cos powinien
zostać skazany na klątwę Avada Kedavra, ale Wizengamot złagodził wyrok, bo
okazało sie, ze mężczyzna był kontrolowany przez klątwę Imperio.

Hazard i Rozrywka. 

Cóż? Chociaż de mentorzy nie byli ludźmi podczas pilnowania więźniów przejęli
parę cech od swoich podopiecznych. Bardzo popularna rozrywka wśród strażników wiezienia
była gra w magiczne szachy (ich prototyp strzegł kamienia filozoficznego w Hogwarcie) na dodatek grali na galeony i rzeczy które posiadali.




Azkaban: Wiezienie dla czarodziejów, którzy popełnili najcięższe przestępstwa w czarodziejskim
świecie. Zsyłani do niego byli przede wszystkim Śmierciożercy, poplecznicy Lorda
Voldemort. Było kontrolowane przez Ministerstwo Magii. Wiezienia strzegli de
mentorzy, wysysający z ludzi wszelka radość i szczęśliwe wspomnienia. Ich
potężna moc sprawiała, ze uwiezieni w Azkabanie czarodzieje tracili zmysły,
pogrążając sie w swoich najgorszych wspomnieniach. Wiezienie znajdowało sie na wyspie,
gdzieś na Morzu Północnym, co sprawiało, ze niezwykle trudno z niego uciec.

_____________________________________________________________
Gellert Grindewald

Gellert Grindewald znany jest ze swojego zła i swej wielkiej mocy, która niegdyś wladal.Uczeszczal on do Dumstrangu,
gdzieś w Rosji, gdzie uczył sie przez 6 lat. W 6 roku jego nauki wydalono go ze
szkoły za prowadzenie niebezpiecznych eksperymentów, przez które o Malo nie
zginęło paru uczniów. Zanim Grindewald całkowicie został wydalony ze szkoły
wyrył on znak Insygniów Śmierci (czyt. więcej Rozdział: Insygnia Śmierci",
których po szkole próbował znalescwraz z Albusem Dumbledorem. Jak tylko wyszedł ze
szkoły wyjechał mieszkać u swojej ciotki Bathildy Bagshot, sławnej pisarki,
która napisała Dzieje Magii, w Dolinie Godryka.Tam tez spotkał swojego
przyszłego przyjaciela a potem wroga Labusa Dumbledore. Razem szukali Insygniów
Śmierci i mieli zamiar zawładnąć nad światem magii i światem mugoli i rządzić nim "Dla
Wyższego Dobra" jak mowili.Jednakze Aberforth, młodszy brat Labusa, nie zgadzał sie na te plany,
gdyż bal sie, ze zwiedzeni wielkimi ambicjami, zostawia oni niepełnosprawna
siostrę Labusa, Aranie, sama. Grindewald oskarżał Aberforth o to, ze jest ślepy i
twierdził, Iz nie trzeba Bedzie ukrywać Arian, gdy czarodzieje zapanują nad
światem. Punktem kulminacyjnym sporu była bitwa pomiędzy Aberforthem, Albusem i Gellertem, w której jeden z nich przypadkiem
zabił Aranie. Grindewald uciekł, bojąc sie kary. Wtedy Albus zerwał przyjaźń z nim.

Grindelwaldowi udało sie zdobyć jedno z Insygniów - Czarna Różdżkę. Został on mistrzem tej legendarnej
różdżki, kradnąc ja jej poprzedniemu właścicielowi - wytwórcy różdżek
Grygorowiczowi. Dzięki mocy tej różdżki Grindewald zabił wiele osób, co mocno
dotknęło wielu studentów Dumstrangu, np. Wiktora Kramu, którego dziadek został zabity przez Gellerta. W wyniku tego w szkole nie jest zbyt dobrze przyjmowane nic, co jest
związane z tym czarnoksiężnikiem (także symbol Insygniów Śmierci).
Dumbledore przez wiele lat odkładał ponowne spotkanie z Gellertem, gdyż bal sie
stanąć twarz w twarz z faktem śmierci siostry oraz tego, ze to on mógł być tym, który ja przypadkowo
zabił. Obaj czarodzieje byli bardzo inteligentni i uzdolnieni, a ci, którzy widzieli ich pojedynek, twierdza, ze
żaden inny nie mógłby sie z nim równać. Grindewald, który posiadał wtedy uważana za
niezwyciężona Czarna Różdżkę, przegrał z Dumbledorem.

Po tryumfie Labusa, pokonany Gellert został uwieziony w najwyższej celi Nurmengardu - wiezienia, które sam
zbudował dla swoich wrogów. Grindewald przebywał tam Az do wydarzę w roku 1997 gdy Voldemort przybywa do Nurmengardu,
szukając Czarnej Różdżki. Gellert, który nie boi sie Voldemort, mówi, ze nigdy jej nie
posiadał. Czarny Pan w napadzie furii zabija go. W rozdziale pt. "King Cross", Harry sugeruje Dumbledore'owi, ze
Grindewald mógł skłamać, aby Voldemort nie włamał sie do grobu Labusa, gdzie
znajdowała sie Czarna Różdżka. Dumbledore mówi, ze pod koniec życia Grindewald
miął wyrzuty sumienia z powodu tego, co zrobił w przeszłości.

Hoc nie zostało to sprecyzowane w książkach, w jednym z wywiadów Rowling
powiedziała, ze Dumbledore był homoseksualista i zakochał sie w Gellercie.
___________________________________________________________

Nicolas Flamel

Większość z tego co wiemy o Flamel pochodzi z jego pracy "Heiroglyphica", w której opowiada jak niemal przypadkiem
został alchemikiem. Kiedy sie urodził w około 1330 roku w małym Francuskim miasteczku Pantoise, alchemia
była juz szeroko praktykowana w całej zachodniej Europie. Oparte na praktykach
starożytnych greckich i egipskich metalurgów karana alchemii znal świat arabski, a do Europy
dotarły w początkach trzynastego wieku przez łacińskie książki. Gdy nadszedł czas na samodzielne
Zycie Flamel wyjechał do Paryża i tam zaczął prace jako zawodowy kopista, notariusz i sprzedawca
książek.

Flamel kopiował tez księgi i manuskrypty (druk został wynaleziony dopiero ok.100 lat
później), a dodatkowy dochód przynosiły mu lekcje pisania, których udzielał bogaczom
ucząc ich miedzy innymi jak sie podpisywać. Jego pierwsza pracownia mieściła sie na ulicy Notariuszy w obskurnej drewnianej budzie. Kiedy jednak interes
rozwinął sie pomyślnie, zatrudnił kilku czeladników oraz kupił dom w okolicy i
przeniósł swój zakład na parter.

Poślubił także Perenella atrakcyjna i zamożna wdówkę. Az do tego momentu Zycie skryby
było dość zwyczajne. Wszystko zmieniło sie jednak kiedy do jego pracowni
przyszedł nieznajomy mężczyzna i sprzedał mu książkę, która miała na zawsze
odmienić jego Zycie. "Wtedy w me ręce dostała sie" - pisał. - "Za cenę dwóch florenów
pozłacana ksiega,bardzo stara i duża. Nie była z papieru ani z pergaminu jak inne lecz z cienkiej uczyniona kory.
Okładkę miała miedziana, wielce delikatna cala pokryta dziwnymi znakami". Flamel
zapoznał sie z książka i nabrał przekonania, ze - o ile mógł rzec - zawiera ona tajemnice uzyskania kamienia filozoficznego. Jak bowiem wszystkie
podręczniki do alchemii i ten w większości został napisany sekretnym językiem,
najgłębsze tajemnice zawarte były nie w słowach ale w nieprzeniknionych symbolicznych rysunkach. Na
przykład na jednej z ilustracji widniała pustynia pełna pięknych fontann z
węzami, a inna ukazywała znów targany wiatrem krzew na szczycie góry otoczonej
żyrafami i smokami. Flamel skopiował ilustracje, pokazał je znajomym i wywiesił w pracowni
licząc na to, ze może ktoś wyjaśni mu ich znaczenie. Nikt jednak tego nie
potrafił zrobić

Prawdopodobnie wtedy Nicolas zbudował własne laboratorium i zaczął
eksperymentować, opierając swe procedury na tych częściach księgi jakie
zrozumiał. Nic jednak nie wskórał zgodnie z tradycja ci którzy mieli sie nauczać alchemicznych "sztuk" musieli
zostać najpierw wprowadzeni warana przez mistrza. Tak wiec po wielu nieudanych
doświadczeniach Flamel znalazł sobie takiego mistrza w Hiszpanii. Kiedy wreszcie
posiadł prawdziwe sekrety księgi powrócił do Paryża, gdzie po trzech latach intensywnej pracy
osiągnął swój cel. "Pozwoliłem by czerwony kamień padł na pewna ilość rtęci" - pisze. - "Tylko w
obecności Perenella, a rtęć przeobraziła sie niemal w taka sama ilość czystegozlota." Flamel
uzyskał złoto tylko, jak twierdził, trzykrotnie, lecz i tak było go o wiele
więcej niz. zawsze potrzebował. On i Perenella żyli skromnie wykorzystali swój
majątek dla dobra innych.

Przez resztę życia zakładali i wspierali czternaście szpitali, stawiali religijne pomniki, budowali kaplice,
łożyli na utrzymanie kościołów i przykościelnych cmentarzy i hojnie wspierali wdowy i sieroty.
Perenella zmarła w 1397 roku, a Flamel ostatnie lata spędził na pisaniu o alchemii.
Zmarł 22 marca 1417 i został pochowany w kościele Santi_Jacques la Boucherie nieopodal swojego domu.

I co dalej z jego historia? Czy naprawde uzyskał złoto? A może wyssał z palca
opowieści o kamieniu filozoficznym, złotej księdze i podróży do Hiszpanii? Powszechnie mówiono, ze rabusie po
śmierci Lamela włamali sie do jego domu, aby ukraść złoto, jednak nic tam nie
znaleźli. W nadziei, ze Flamel zabrał swoje złoto do trumny, otworzyli wieko trumny i przekonali sie, ze nie ma tam ani
złota, kamienia filozoficznego...ale i samego Lamela!

Prawda była taka, ze Flamel i Perenella nigdy nie umarli. Użyli kamienia, aby
stworzyć eliksir życia i uzyskać niesmiertelnosc.Donoszono o spotkaniach z Flamelem.
Według raportów jednego z Emisariuszy króla Ludwika XIV widziano małżonków w Indiach. W roku 1761 mieli podobno
uczestniczyć w przedstawieniu w Operze Paryskiej, a ostatnio według pogłosek rozpowszechnianych przez samego
Labusa Dumbledore mieli rozważać pożegnanie sie z nieśmiertelnością na rzecz
miłego, długiego spoczynku.

Nicolas Flamel urodził sie w 1330 roku w Pantoise, żył 667 lat.
___________________________________________________________________
Tortury Czarownic

Byłoby naprawdę miło pomyśleć, że Bathildy Bagshot w swej
Historii magii powiedziała całą prawdę na temat polowań na czarownice, które
odbywały się w początkach nowożytnej historii Europy. Uczniowie Hogwartu
dowiadują się z niej, że czarownice i czarodzieje paleni na stosie nie czuli
bólu ? proste zaklęcie sprawiało, że płomienie wydawały się przyjemnymi
łaskotkami. Lecz dobra pani Bagshot milczy na temat losu tysięcy zwykłych kobiet
i mężczyzn, których fałszywie oskarżono o czary i którzy nie dysponowali żadnymi
magicznymi środkami, aby ulżyć sobie w cierpieniu. Niestety to ci ludzie byli
prawdziwymi ofiarami histerii, jaka ogarnęła niemal całą Europę w połowie
piętnastego wieku i trwała aż po kres siedemnastego stulecia.

Przez niemal 250 lat ludzie wszystkich warstw społecznych byli przekonani, że
ich życiu zagraża spisek czarownic. Nikczemnicy zaprzedani idei pokonania
chrześcijaństwa mieli uprawiać diabelskie sztuczki wszędzie ? od stodoły po
królewskie komnaty. Kiedy gorliwi sędziowie i przywódcy religijni rzucili się
wyplenić wszelkie zło i zmieść wszystkie czarownice z poaha.,wierzchni ziemi,
tradycyjne prawnicze i etyczne zasady poszły w kąt. Współcześni uczeni oceniają,
że w tamtym okresie poddano okrutnym torturom i stracono jako czarownice od
trzydziestu do kilku tysięcy osób na podstawie dowodów, które w najlepszym razie
były wątpliwe, a często po prostu nie istniały.

Dlaczego w ogóle doszło do tak przerażających wydarzeń? Trudno powiedzieć na
pewno. Jednak bez wątpienia dużą rolę w stworzeniu atmosfery nieufności pośród
sąsiadów, a nawet w rodzinie odegrał konflikt religijny, w tym podział
chrześcijaństwa na wojujące obozy katolików i protestantów. Równie ważne było
wynalezienie w połowie piętnastego stulecia druku, który umożliwił gwałtowne
rozprzestrzenienie się idei i lęków związanych z czarami wśród ludzi
znajdujących się u władzy.


Wiele z nich można było znaleźć w Malleus maleficarum, czyli Młocie na
czarownice ? przewodniku umożliwiającym łatwą identyfikację czarownic, sprawne
przeprowadzanie ich procesu i karanie, napisanym w 1486 roku przez dwóch
niemieckich łowców czarownic. Książka odniosła natychmiastowy sukces ? czytało
ją duchowieństwo, czytała palestra oraz każdy, kto posiadł tę umiejętność.
Księga była tak popularna, że przez prawie dwieście lat w sprzedaży ustępowała
wyłącznie Biblii. Chociaż to nie ona stała się powodem polowań na czarownice,
jednak przez popularyzację i wspieranie wierzeń, na których zasadzały się
prześladowania czarownic, Młot... z pewnością dopomógł unieśmiertelnić
stereotypy i pogłębić dezinformację, co sprowadziło śmierć na tysiące niewinnych
ludzi.

Autorzy Młota... podawali mrożące krew w żyłach szczegóły zawierania przez
czarownice paktów z diabłem, przeobrażania się w dzikie bestie albo składania w
ofierze niemowląt, a dzięki aprobacie papieża Innocentego VII ich twierdzenia
stawały się niepodważalną prawdą. Setki procesów o czary przeprowadzono na
postawie przedstawionych przez nich procedur, zgodnie z którymi odmawiano
czarownicom prawa do adwokata albo wzywania świadków, zalecano natomiast
tortury. Odnosząc się do biblijnej zapowiedzi, że "Nie będzie czarownica żyła na
ziemi" (Księga Wyjścia 22, 18), autorzy zapewniali lud, że jedyną reakcją na
zagrożenie ze strony szatana może być wykorzenienie i zniszczenie jego sług na
ziemi.

Większość odpowiedzialności za przeprowadzenie tego żmudnego zadania spadła
początkowo na Inkwizycję ? urząd Kościoła katolickiego, którego przeznaczeniem
było odszukiwanie i tępienie herezji (wierzeń i praktyk niezgodnych z nauczaniem
Kościoła). Zawodowi inkwizytorzy dysponowali szerokimi uprawnieniami
umożliwiającymi wynajdowanie i karanie heretyków, a jednostki znane z trudnienia
się magią były oczywistym celem ich poczynań. Chociaż Kościołowi nie podobali
się wiejscy mądrzy i czarodzieje, którzy przygotowywali eliksiry miłosne i
stosowali uzdrawiające zaklęcia, byli oni integralną częścią swych społeczności
i władze nigdy nie myślały poważnie o tym, by się nimi zająć. Teraz jednak
Kościół twierdził, że każdy, kto posiada nadprzyrodzone moce, otrzymał je od
diabła, tak więc winny jest ? przestępstwu podlegającemu karze śmierci. Ta
zasada odnosiła się zarówno do wiejskich znachorów i wróżbitów, jak i do
wszystkich tych, których podejrzewano o uprawianie złowrogich form magii, takie
jak rzucanie uroków w celu wyrządzenia krzywdy ludziom albo zniszczenia plonów.


Oskarżenia o czary nie ograniczały się do osób, którym przypisywano magiczną
moc. Wraz z rozwojem histerii gdy polowaniem na czarownice zajmował się już nie
tylko Kościół, ale również świeckie władze katolickie i protestanckie, od
wszystkich bogobojnych obywateli zaczęto oczekiwać, że wskażą jak najwięcej
podejrzanych. Starowinkę można było oskarżyć wyłącznie na podstawie jej wyglądu
albo dlatego, że przechadzała się po wiosce, mrucząc coś pod nosem, a w dodatku
miała miotłę. Sprzeczka o drobiazg mogła się zakończyć oskarżeniem o czary,
jeśli tylko urażona strona zdecydowała się zasugerować władzom, że sąsiad rzucił
na nią klątwę. Na terenach, gdzie własność skazanych czarownic można było
przejąć, najbardziej prawdopodobnym celem donosów stawali się bogaci. Ofiarą
pomówień o czary padali jednak wszyscy: kobiety i mężczyźni w każdym wieku,
biedni i bogaci ? i wszyscy byli torturowani i paleni na stosie. Anonimowe
oskarżenie można było rzucić na każdego, a oskarżyciel nie musiał się obawiać,
że stanie twarzą w twarz z tym, kogo wydał.

Kiedy już czarownica została aresztowana, wytaczano jej proces, z góry uznawano
ją za winną, chyba że dowiedzione zostało coś przeciwnego. Młot na czarownice
mówił przecież, że sędziowie nie muszą wykazywać się nadmierną ostrożnością w
ferowaniu wyroków, gdyż Bóg nie pozwoli, by niewinna osoba została skazana na
czary. W Niemczech, Francji i Szwajcarii podejrzanych rutynowo poddawano
torturom, by wymusić na nich szczegółowe zeznania. W takich koszmarnych
okolicznościach torturowana niemal zawsze przyznawała się do wszystkiego, czego
tylko chcieli inkwizytorzy ? oddawania czci szatanowi, wzywania demonów i
paktowania z nimi, latania na miotle na sabaty o północy, rzucania klątw na
sąsiadów i wielu innych zbrodni. Każde zaś takie wyznanie potwierdzało wiarę
oskarżycieli w to, że diaboliczna konspiracja ma monumentalne rozmiary i
podsycało w nich pragnienie, by szukać tym pilniej i karać jeszcze surowiej. W
Anglii i Skandynawii, gzie tortury były zakazane, sędziowie opierali się na nie
potwierdzonych zeznaniach"""" świadków oraz obecności tak zwanego ?znaku
czarownicy? (wystarczył byle pieprzyk albo znamię). Wystarczyło też, by
oskarżona posiadała demonicznego kompana ? zwierzaka. Każda ?czarownica?
zmuszona była podać imiona wspólników, by można było wytoczyć kolejne procesy.
Ta procedura wywoływała czasami reakcję łańcuchową, która kończyła się
eksterminacją całej wioski. W roku 1589 jednego dnia stracono 133 mieszkańców
miasteczka Quedlinburg w Niemczech.

Oczywiście nie wszyscy wierzyli w czary. Nie każdy podejrzewał swych sąsiadów o
konszachty z diabłem. Dlatego więc rozsądni ludzie nie przemówili przeciw
prześladowaniu czarownic i nie położyli kresu szaleństwu? Cóż, niektórzy
próbowali, lecz procesy czarownic miały poparcie władz, a każdy, kto otwarcie
powątpiewał w realność czarów albo winę nieszkodliwej staruszki, sam narażał się
na postawienie przed sądem. Tylko ci, których chronili wysoko postawieni
poplecznicy, mogli wziąć na siebie takie ryzyko, ale i tak w większości
przypadków ich protest nie na wiele się zdawał.

Ostatecznie jednak panika związana z czarownicami wygasła sama, kiedy rewolucja
naukowa wprowadziła do Europy powiew nowego sceptycyzmu, a wiara w magię stała
się niemodna pośród wpływowych warstw społecznych. Do jednego z ostatnich
większych wybuchów prześladowań doszło w 1692 roku w amerykańskim Salem w stanie
Massachusetts. Ostatni proces o czary w Anglii odbył się w roku 1712, we Francji
w 1745 roku, a w Niemczech w roku 1775. W Anglii i Szkocji ustawy zabraniające
praktykowania czarów zostały uchylone w 1736 roku. Ci, w których wciąż jeszcze
tliła się wiara w mieszanie się diabła w ziemskie sprawy, zachowywali ją dla
siebie. Czary, które przestały być herezją (chociaż Kościół dalej to potępia),
na nowo weszły do świata prostej ludowej magii. Jednakże skojarzenia czarownic
ze złem nigdy do końca nie zniknęły. Jeszcze w dwudziestym wieku zanotowano
wybuchy agresji wobec domniemanych czarownic w Europie i Stanach Zjednoczonych.

Tortury Czarownic
Łacińskimi terminami "inquisitio corporalis" lub "examinatio
cum gravitate" określano w dawnym wymiarze sprawiedliwości środki dowodowe o
charakterze cierpień fizycznych, zadawane w toku postępowania sądowego, celem
wymuszenia zeznań oskarżonego, dla osiągnięcia przyznania się do winy lub
udowodnienia zarzucanego czynu. Najskuteczniejszym sposobem uzyskania przez
dawną Temidę wymienionych rezultatów, było stosowanie tortur.


Tortury były środkiem dowodowym znanym już w starożytności, stosowano je już w
procesach attyckich (greckich) i rzymskich. Wykonywać je jednak można było
wyłącznie w stosunku do niewolników. Moc dowodowa tortur w hierarchii innych
środków była znaczna, większa chociażby od zeznań świadków i przysięgi. Zeznania
niewolników składane na torturach były spisywane, a następnie odczytywane w toku
procesu.

Najczęściej strony oddawały na tortury własnego niewolnika, co uznawane było za
świadectwo pewności sprawy i gotowości poniesienia znacznej straty materialnej
dla udowodnienia swoich racji, albowiem ich przeprowadzenie kończyło się
przeważnie śmiercią lub trwałym kalectwem niewolnika. Dopuszczalne też było
poddanie torturom niewolnika będącego własnością przeciwnej strony procesowej.
Ofiarowanie niewolnika na tortury nie wynikało wcale ze znajomości przez niego
przedmiotu sprawy (nawet ze słyszenia), lecz było sposobem wykazania własnej
niewinności, zwłaszcza gdy był on wytrzymały, a inne dowody miały niewielką moc.


Najpopularniejszym narzędziem tortur w Grecji było rozciąganie niewolnika na
obwodzie koła, do którego go przywiązywano, a następnie wprawiano w wolny ruch
obrotowy za pomocą korby umieszczonej w piaście koła.

W państwie rzymskim tortury posiadały podobny charakter i stosowane były także
tylko wobec niewolników. Z bardziej znanych tortur, źródła rzymskie wymieniają
wyciąganie kości ze stawów za pomocą sznurów (fidiculae) oraz przykładanie do
nagich boków rozżarzonych blach (lamina). Nie jest natomiast jasne, czy
narzędzia do zdzierania i kaleczenia skóry (uncae, ungulae) były odrębną formą
tortury, czy też służyły wyłącznie obostrzeniu wykonania kary śmierci. Jednym z
największych apologetów stosowania tortur w rzymskim wymiarze sprawiedliwości,
był słynny teolog św. Augustyn z Ippon (354 - 430), który w swoim traktacie "De
civitate Di" opowiadając się za katowską funkcją państwa jako bicza bożego,
uważał tortury "za niezbędne", mimo że "niejeden niewinny niezasłużoną karę musi
cierpieć".

Po upadku cesarstwa zachodniorzymskiego na jego obszarze utworzyły się
germańskie państwa szczepowe. Najstarszymi źródłami prawa germańskiego były
spisy prawa zwyczajowego, zwane "leg es barbarorum". Miały one charakter
uniwersalny i dokonały ich wszystkie państwa szczepowe, z wyjątkiem Wandalów.
Niektóre szczepy weszły na terytorium cesarstwa jako sprzymierzeńcy (Ostrogoci,
Wizygoci, Burgundowie), inni jako zdobywcy (Longobardowie, Wandalowie). Śledząc
dzieje rozwoju leg es, instytucję tortur spotykamy głównie w zbiorach
sprzymierzeńców, których prawo pozostawało pod pewnymi wpływami rzymskimi. W
prawie burgundzkim i ostrogockim tortury stosowano wyłącznie wobec niewolników i
kolonów, natomiast u Wizygotów poddawano im również ludzi wolnych, ale tylko
wyjątkowo, w razie wystąpienia istotnych wątpliwości. Natomiast ze spisów praw
zwyczajowych zdobywców, tortury spotykamy w prawie frankońskim i bawarskim.
Prawo Franków Balickich z lat 507 - 511 przewidywało stosowanie tortur wobec
sługi obwinionego o kradzież. Za kradzież do 15 solidów - za torturę uznawano
chłostę w wysokości 120 razów. Za kradzież do 35 solidów - sprawca obrywał 120
batów, co uznawano za górną granicę wytrzymałości ludzkiej, a następnie oprawca
mógł go dalej torturować.

Miejsce tortur w hierarchii środków dowodowych stworzone w okresie
starożytności, utrzymało się aż do XIII w., czyli do początków procesu
inkwizycyjnego, który stał się do końca XVIII w. panującą formą procesu karnego.
Proces inkwizycyjny wywodził się z postępowań prowadzonych przeciwko ruchowi
waldensów, a potem albigensów, z którymi rozprawiono się krwawo w 1229r. (pokój
paryski i sobór w Tuluzie).

Jego zasady zostały sformułowane przez cesarza Fryderyka II w konstytucjach
Lombardii (1224r.), ustawodawstwie sycylijskim z Meli (1231r.), a powtórzone w
dekretach papieża Grzegorza IX dla Rzymu (1231r.). Tymi ostatnimi utworzono
kościelne trybunały inkwizycyjne, które oddano w ręce powstałego w 1215r. zakonu
dominikanów. Po udowodnieniu winy, sądy kościelne przekazywały heretyków sądom
świeckim, które orzekały karę śmierci przez spalenie i nakazywały
przeprowadzenie egzekucji sprawcy. We Włoszech faktycznie stosowanie tortur w
procesach o herezję ma jednak genezę późniejszą, gdyż zapoczątkowane zostało
dopiero konstytucją Innocentego IV "Ad exstirpanda" z 1252 r. Natomiast w
Niemczech, w oparciu o ustawy Fryderyka II, stosowanie tortur udowodniono
jeszcze w pierwszej połowie XIII w., a pierwsza o nich wzmianka pochodzi z
księgi prawa miasta Wiener - Neustadt z lat 1221-1230, chociaż prawdopodobnie
były już one w użyciu w końcu XII stulecia. Zapewne też już wtedy stosowano je
nie tylko odnośnie heretyków, ale także przestępców, którzy dopuścili się czynów
przeciwko Bogu i religii: bluźnierstwa, sodomii, magii, alchemii i czarów. Z
czasem, obok ustawodawstwa cesarskiego i miejskiego, tortury przewidywały
również powstające w XIII wiecznych Niemczech zbiory prawa zwyczajowego.
Wymienia je "Zwierciadło Szwabskie" (1275r.), pozostające pod wpływem prawa
kanonicznego i rzymskiego, które dopuszcza ich stosowanie w każdym procesie
poszlakowym, a więc wtedy, gdy nie ma dwóch wiarygodnych świadków, stwierdzając,
że oskarżonego można "chłostać i ciężkim więzieniem o głodzie i zimnie oraz
innymi złymi rzeczami karać, aż do zmęczenia". Jeszcze pod koniec XV w. tortury
były rzadkością, ustępując innym środkom dowodowym. Wspominają o tym ustawy o
sądach, karzących gardłem dla miasta Ellwang (1466r.), które wprawdzie
przewidują tortury, lecz za ważniejsze uznają: przysięgę złożoną przez 2
uczciwych ludzi i zeznania świadków. Obydwa te środki stosowano zresztą w razie
odwołania przez oskarżonego zeznań złożonych na torturach, zwłaszcza, gdy nie
przekonani ławnicy pragnęli zaostrzyć sankcję. Wątpliwości te rozwiała już
ustawa gardłowa dla Tyrolu wydana w 1499r. przez Maksymiliana I. Zalecała ona -
dla przyspieszenia procesu za zamkniętymi drzwiami stosowanie tortur w razie
wystąpienia uzasadnionych podejrzeń. Tortury przeprowadzała wtedy specjalna
komisja sądowa, a zeznania oskarżonego były spisywane i służyły za główny
materiał dowodowy przy wydaniu wyroku.

W okresie średniowiecza najsłynniejszym procesem inkwizycyjnym z użyciem tortur,
był proces przeciwko zakonowi templariuszy. Wszczęto go we Francji na początku
XIV w., za sprawą króla Filipa IV Pięknego i za zgodą papieża Klemensa V.
Templariuszy poddano wymyślnym torturom, zmuszając ich do przyznania się, że
oddają cześć bożkowi o imieniu Bafometa. Uprawiać też mieli wyuzdane orgie,
składać ślubowanie szatanowi, a swoich przełożonych całować w nieprzyzwoite
miejsca. Kilkudziesięciu braci zamęczono na torturach, a 57 templariuszy, którzy
odwołali wymuszone zeznania, spalono w Paryżu w 1313 r., wśród nich wielkiego
mistrza J. de Moulay. Ogromne bogactwa zakonu zagarnął król. Szeptano potem
wśród ludu, że wielki mistrz ze stosu wezwał papieża i króla przed sąd samego
Boga, w każdym razie obydwaj zmarli w sile wieku, w przeciągu pół roku.

W Polsce proces inkwizycyjny i stosowanie tortur przyjmowały się na zasadzie
wędrownej idei. Następowało to wskutek: oddziaływania prawa niemieckiego -
zwłaszcza w prawie miejskim, wzrostu władzy monarszej od połowy XIV w. i studiów
prawników polskich na obcych uniwersytetach, głównie włoskich i niemieckich,
skąd przejmowano popularne doktryny karne, następnie stosowano je w praktyce
sądowej.

W prawie ziemskim, tendencje do stosowania zasad procesu inkwizycyjnego,
ujawniły się w drugiej połowie XIV w. i łączyły się z utworzeniem urzędu
oprawcy, który skupiał w swoim ręku większość funkcji procesowych. Oprawca (iusticiarius)
ścigał przestępców, a po ich schwytaniu przeprowadzał śledztwo i odbywał nad
nimi sąd. Działalność oprawców najbardziej rozwinęła się w Małopolsce. Wszakże
pod koniec XIV w. przeciwko urzędowi temu wystąpiła szlachta, która w przywileju
z 1388r. uzyskała przyrzeczenie jego zniesienia, powtarzane zresztą kilkakrotnie
w XV w. (1425, 1430, 1433). Nie zostały one wprawdzie zrealizowane, lecz w
praktyce doprowadziły do podporządkowania oprawcy staroście i przekształcenia go
w urzędnika policyjnego. Ostatnia wzmianka o istnieniu urzędu oprawcy w Koronie
pochodziła z 1481 r., dłużej utrzymał się on tylko na Mazowszu. Załamanie się na
przełomie XV i XVI w. tendencji absolutystycznych i rozwój
demokracji szlacheckiej, uniemożliwiły dalszy rozwój budzącego obawy szlachty
postępowania inkwizycyjnego oraz pozostanie przy dotychczasowych zasadach
procesu skargowego. Jedynym wyłomem w tym względzie było stosowanie tortur
względem szlachty, która dopuściła się przestępstw przeciwko państwu i królowi.


W prawie miejskim pierwotne zbiory prawa magdeburskiego, lubeckiego i
chełmińskiego nie wymieniały procesu inkwizycyjnego ani też nie przewidywały
tortur jako środka dowodowego. Sytuacja zmieniła się w połowie XV w. wraz z
przenikaniem do największych miast nowych doktryn karnych. W Gdańsku pierwszym
przejawem zastosowania zasad postępowania inkwizycyjnego, był proces oskarżonego
o zdradę miasta Marcina Kogg ego. Oprawca pojmał go 6 lutego 1457 r. i postawił
przed sądem śledczym w Pucku, gdzie -poddany torturom, ujawnił nazwiska 5
wspólników, a następnie po sprowadzeniu wszystkich do Gdańska i ponowieniu
tortur, ujawnili oni 2 dalszych wspólników. Wszystkich skazano na karę śmierci.
Generalnie do wydania w 1532 r. Karoliny, proces inkwizycyjny i tortury w prawie
polskim zarówno ziemskim, jak i miejskim, miały znaczenie zaledwie marginalne, a
przypadki ich stosowania były sporadyczne.

Odmiennie przedstawiała się sytuacja w sądownictwie kościelnym. W 1424r. pod
naciskiem Kościoła, Władysław Jagiełło wydał edykt wieluński, przeciwstawiający
się wpływom husyckim w Polsce. Wyznawanie herezji husyckiej było w nim
przyrównane do zbrodni obrazy majestatu, a starostom i sądom miejskim nakazano
ściganie podejrzanych, wskazanych przez inkwizytorów i przekazywanie ich sądom
duchownym, które po uznaniu ich winnymi oddawały ich w ręce świeckiego wymiaru
sprawiedliwości, celem przeprowadzenia egzekucji. Od połowy XV w. tendencja ta
ulega jednak poważnemu ograniczeniu, a sądownictwo kościelne starano się
odseparować.

Piekło Kobiet

Magia zajmowali sie zarówno mężczyźni, jak i kobiety, ale wykształciły sie
odrębne stereotypy czarownika i czarownicy. Ten pierwszy miął w sobie cos z uczonego, a nawet
Kaplana, czarownica zawsze była kojarzona ze złem. Kobieta była uważana za
istotę intelektualnie nizsza,niemozliwe wiec było, by tego, co umie, nauczyła sie bez
udziału demonów, którym sie zamian za wiedze zaprzedała.

Kim tedy była czarownica? Oczywiście - kobieta, najczęściej samotna stara i uboga,
pochodząca z plebsu. Przeciwko nim najłatwiej kierowano podejrzenia, bo były one najbardziej niechcianymi
członkami społeczności. Gdy machina oskarżeń Szla w ruch, nie liczył sie jedna
kani wiek, ani majątek, ani status społeczny ofiar.

W czasach, gdy Tysiace kobiet torturowano i skazywano na okrutna śmierć za czary,
czarnoksiężnicy płci męskiej, otwarcie przyznający sie do współpracy z ciemnymi silami, mogli spokojnie
uprawiać swa sztukę pornosem Inkwizycji i byli chętnie przyjmowani nie tylko na dworach
książęcych czy królewskich, ale i w pałacach biskupich. Byli to ludzie
wykształceni, lekarze bądź przyrodo znawcy, a nierzadko i duchowni. Oni tez ostro atakowali czary, nie
odnosząc wszakże tego określenia do siebie.

Trithemius, mistrz magii a zarazem opat klasztoru Wurzburgu, pisał 1508roku: "Czarownicy to
wstrętni ludzie, a zwłaszcza kobiety pośród nich,wyrzadzaja bowiem one rodzajowi ludzkiemu nieobliczalne szkody,uciekajac sie do pomocy
złych duchów i czarodziejskich napojów. W każdej połaci kraju i nawet w najmniejszej wiosce
znaleźć można czarownice. Przez złośliwość tych kobiet umierają ludzie i bydło, a nikt nie
pomyśli o tym, ze dzieje sie to przez te wiedzmy".

Czarownica żyje na uboczu, w jej domu pełno jest ziół i różnych ohydnych ingrediencji, z których
sporządza napoje i inne produkty magiczne. Nocami, nasmarowawszy sie specjalna
maścią, wzbija sie w powietrze i odbywa dzikie loty. Może Zamienic sie w zwierze, np. w wilka, kota albo kruka, by w tej postaci
karmić sie krwią niewinnych. potrafi wyleczyć z choroby, ale tez w chorobę
wpędzić, a nawet uśmiercić. Może rzucić urok słowem, gestem lub wzrokiem. Widzi
przeszłość i przyszłość, obcuje z demonami i ma władze nad pogoda. Ten wizerunek zawiera elementy znane wszystkim kulturom i epokom.

Czarownice z Salem

W Denver w Massachusetts znajduje sie pomnik poświecony ofiarom jednego z najbardziej znanych
polowań na czarownice (Salem 1692r).Jesli oskarżano je za lataniem, to wyłącznie na sabat.
Jeśli o zabicie niemowlęcia - to w celu złożenia go w ofierze. Takie zarzuty
pojawiały sie w donosach sąsiadów czy krewnych czarownicy. Wysuwali je i podsuwali
świadkom - dopiero sędziowie.

Czarownice z Salem to zwyczajowa nazwa grupy około 80 kobiet (ale także mężczyzn),
oskarżonych w procesie sadowym o czarnoksięstwo, w 1692 w Salem Village i Salem Town, w Nowej Anglii (obecnie stan Massachusetts,USA). Rezultatem tej sprawy
była egzekucja 13 kobiet i 7 mężczyzn.
Proces rzekomych "czarownic" skutkował odsunięciem purytanów od wpływu na władze i
zapoczątkował ewolucje społeczeństwa amerykańskiego w kierunku państwa neutralnego ideologicznie.


Historia
W 1692 mieszkanki Salem: córka miejscowego pastora Bety Harris i jej kuzynka
Abigaile Williams zaczęły cierpieć na dziwne konwulsje i twierdzić, ze zostały "zaczarowane" przez
żebraczkę Sarę Foods, stara kobietę Sarę Osborne i murzyńska niewolnice Tiube. Stopniowo objawy choroby
zaczęły pojawiać sie tez u innych mieszkanek Salem.<br><br>
Domniemane 3 "czarownice"" osadzono w wiezieniu, jednak liczba kolejnych osób
oskarżanych o czarnoksięstwo Rośla lawinowo (do około 80 oskarżonych) i wiezienia nawet w okolicznych
miejscowościach były przepełnione. W maju 1692 gubernator William Chips
ustanowił sad w Salem do zajęcia sie sprawa.
<br><br>
Proces oparł sie na zasadzie: przyznanie sie do bycia czarownica czarownikiem)
oznaczało wypuszczenie na wolność, nie przyznanie sie groziło skazaniem na
śmierć. Miedzy 10 czerwca i 19 października 1692 powieszono na szubienicy 19 osób,
głównie starsze i ubogie kobiety, ale także pastora, który odmówił dalszego aresztowania rzekomych
czarownic. jednego 80-letniego starca Gisela Coreya(odmawiajacego przyznania sie do winy) zabito przez powolne
miażdżenie go pod ogromnymi kamieniami.

Proces zakończył sie w styczniu 1693 i wywołał powszechne oburzenie
społeczeństwa Nowej Anglii oraz zadania zadość uczynienia rodzinom ofiar oraz osobom
niesłusznie aresztowanym i prześladowanym. Jednak Az do 1954 nie wszyscy skazani na
śmierć byli formalnie uniewinnieni.
Wiedza tajemna nie musi być wykorzystywana do czynienia zła, ale w epoce polowań na czarownice
rozróżnienie miedzy magia czarna i biała sie zatarło. Ten, kto umie Łęczyc, umie tez
zabijać, a ten, kto odczynia uroki - wie, jak je rzucać. Magie nie mogła być wiec "dobra
skoro przyjęto za pewnik, ze pochodzi od diabla. Do lochów Inkwizycji trafiały znachorki i akuszerki, które
łatwo było oskarżać o porywanie noworodków dla szatana lub o zabijanie ich dla zdobycia
składników doczarodziejskich maści.

Słowiańskie Czarownice
Cioty inaczej Złote baby albo wróżki lub czarownice -
kobiety zajmujące się u Słowian magią.
Cioty mieszkały zwykle w lasach unikały wścibskich oczu), ale jeśli im się chłop
spodobał to przyjmowały postać piękną i uwiódłszy swego wybranka, mieszkały z
nim we wsi i nikt ich od zwyczajnej dziewczyny odróżnić nie umiał. Głównym
zajęciem Ciot było leczenie okolicznej ludności. Odbywało się to następująco:

Ciota odurzała się mieszaniną wywarów z Bieluniu (datury) i muchomora
czerwonego, (obie rośliny są halucynogenne, ale dosyć toksyczne, więc pewnie
znały jakąś odtrutkę). W tym transie mogły zobaczyć co dolega choremu i jakie są
środki zaradcze na jego przypadłość. Ponadto wróżyły i za opłatą mogły
przepowiadać przyszłość.
Jednak poza leczeniem i wróżeniem były Cioty dość kapryśne, i z byle powodu
mogły sprowadzić nieszczęście. Uroki czyniły na nabiale i drobiu, i zdrowych
czyniły chorymi. więc lepiej było się im bez potrzeby nie naprzykrzać. Kiedy
zaczarowały jedzenie, wtenczas zdradzały to ogień lub kipiąca woda.
Aby się przed ich urokami uchronić, trzeba było na przykład odwrócić garnek
uchem do ognia. Miało to taką siłę, że czarownica musiała przyjść do tegoż domu,
gdzie chciała czynić zło. Wtedy pierwszą kobietę, która otworzyła tylko drzwi,
uznawano za czarownicę. Aby odpędzić czarownice od domu, przybijano na progu
podkowę; czarownice bały się ponadto ziół zbieranych podczas sobótkowej nocy.
Moc czarownic wzrastała szczególnie podczas zaćmienia słońca i księżyca, a także
w dniach przesileń słońca - latem i zimą.

Opiekunką magii i czarownic była Wiła. Zapewne dlatego, że zajmowała się białą
magią, nie wyglądała staro, brzydko i szkaradnie jak najczęściej widziano
czarownice. Wiła miała skrzydła i szybko przenosiła się z miejsca na miejsce.
Nie miała litości dla karanych przez bogów, chociaż niekiedy zdradzała im wyroki
piekieł. Adam Mickiewicz tak pisał o niej w "Literaturze słowiańskiej" (1841r.):<br>
"Wiła jest coś na kształt geniuszów, gnomów sylfów. Łączy w sobie własności tych
wszystkich tworów fantazji. Poeci wyobrażają sobie ją zawsze jako dziewice
cudnej piękności. Unosi się ona w powietrzu; ugania się za obłokami.
Niebezpiecznie jest spotkać się z nią, a tym bardziej przerwać jej mit rygę
(zabawę). Niekiedy udziela dobrych rad podróżnym; częściej jednak zwodzić ich
zwykła".

Polskie Czarownice
Do spokojnego, słowiańskiego zaścianka wielkie polowanie na
czarownice zawitało dosyć późno. Pierwszą znaną nam czarownicę stracono w 1511
roku, w Waliszewie koło Poznania. Osławieni inkwizytorzy nie mieli nic wspólnego
z wyrokiem ? kobiecinę skazał sąd miejski. Co było później, trudno powiedzieć:
przyjmuje się, że na śmierć skazano od 5 do 10 tysięcy domniemanych czarownic.
Skąd biorą się owe szacunki, ciężko zgadnąć, jako że zasoby archiwów nie zostały
jeszcze dokładnie przebadane. Wiadomo natomiast, że polowanie na czarownice
trwało w Polsce dłużej, niż w innych krajach europejskich i jeszcze w wieku XIX
podobno chłopstwo utłukło kilka nieszczęsnych babin, co zresztą pruska
propaganda skwapliwie wykorzystała jako dowód ogólnego zdziczenia i
cywilizacyjnego zacofania Polaków.

Same czarownice znamy jedynie z przekazów pośrednich ? pośrednich, więc i
stronniczych, trudno bowiem polegać na zeznaniach wymuszonych na torturach.
Nawet zeznania "dobrowolne" niekoniecznie zasługują na wiarę, ponieważ przed
rozpoczęciem badania kat miał zwyczaj oprowadzać rzekomą wiedźmę po izbie tortur
i wyjaśniać jej funkcjonowanie zgromadzonych tam przedmiotów. Nic dziwnego, że
skonfrontowana z katowskimi narzędziami niewiasta nabierała większej ochoty do
zeznań, zaś sam dobór pytań zadawanych przez oprawcę mógł sugerować odpowiedzi.
Stąd dość trudno jest zgadywać, czy oskarżone o czary naprawdę stosowały jakieś
praktyki magiczne i na czym one polegały.

Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że istniały dwa poziomy magicznych
stereotypów. Dla wieśniaka z podlaskiej wioszczyny wiedźmą była baba, która
osusza wymiona krów i sprowadza niepłodność na niewiasty. Dla sędziów i ludzi
obeznanych z traktatami demonologicznymi, wiedźma była heretyczką, służyła
szatanowi i w piątkowe latała na sabaty. Sędziowie i kaznodzieje prawili, że
diabeł spółkuje z wiedźmami pod postacią kozła, zaś jego nasienie jest zimne jak
lód; wieśniacy przyjmowali te rewelacje z zadziwieniem. Dopiero po pewnym czasie
oba zespoły wierzeń, ludowy i elitarny, przemieszały się ze sobą. Należy jednak
pamiętać, że stereotyp wiedźmy nigdy nie był statyczny, zmieniał się pod wpływem
literatury demonologicznej, ale też "wymogów chwili". Dlatego czarownicą mogła
być równie dobrze zamożna wdowa po majstrze cechowym ("za dobrze się babie
powodzi, musi być z czartem w spółce"), jak i uboga żebraczka ("odmówiłam jej
jałmużny, popatrzyła koso na kołyskę i na drugi dzień dziecko zmarło ? ani chybi
wiedźma rzuciła urok"). Polowania na czarownice miały własną dynamikę i
niejednokrotnie służyły nie tyle pognębieniu diabelskich zastępów, ile celom
daleko bardziej praktycznym i przyziemnym. Pozwalały usunąć kłótliwą sąsiadkę,
zagrabić dobytek zamożnej mieszczki czy pozbyć się z wioski kłopotliwej
ladacznicy. Oskarżenie o czary było tu o tyle użyteczne, że ofierze było bardzo
trudno udowodnić własną niewinność; zresztą same sądy częstokroć zdawały sobie
sprawę, że procesy są skutkiem zadawnionych konfliktów. Próbowano ów proceder
jakoś ukrócić. Na przykład włoska inkwizycja wymagała, aby oskarżyciel, który
nie był w stanie dowieść słuszności zarzutów, ponosił karę, miałaby spotkać
ofiarę oszczerstw.

Sabat
Czym "nowa" czarownica różni się od czarownic i wiedźm
dawnych? Otóż czarownica jest nie tylko heretykiem, który odwrócił się od Boga.
Ona należy do sekty, która znalazła sobie nowego Boga w postaci szatana.
Najmocniejszym dowodem przeciwko każdej czarownicy było jej przyznanie się do
uczestnictwa w sabacie i rzekoma przysięga złożona diabłu. 

Obraz sabatu czarownic wszedł do historii sądownictwa już w związku z wielkim
procesem, który toczył się przeciwko templariuszom w Tuluzie w 1335 roku.

Heretycy musieli przyznać, że wzlatywali na wierzchołki gór, że modlili się do
szatana, który ukazywał się im w postaci kozła, że uprawiali rozpustę, wreszcie
- pożerali niemowlęta.

Obraz ten w wyobraźni prześladowców czarownic zyskiwał na kolorycie, nowych
szczegółach i okrucieństwie.


Kobiety miały przylatywać na sabat (z reguły w czwartki lub piątki) na miotłach,
widłach, kijach (w 1727 roku spalono na stosie niejaką Jatne Horn, która latała
na grzbiecie własnej córki), natarłszy się uprzednio maścią zrobioną z ciała
niechrzczonego niemowlęcia, blekotu i wodnej cykuty, co pomagało w wylatywaniu
przez komin. Potem (na przykład na "Łysej Górze", to znaczy na każdej górze,
gdzie przebywają siły nieczyste) urządzano diabelską mszę, tańczono i ucztowano,
jedząc straszne okropności, z reguły niemowlęta i padlinę bez soli i wina.

Sabatowa erotyka, która dawała możliwość skazywania na stos nawet dzieci,
będących rzekomo owocem diabelskiego nasienia, również wydawała się nie sprawiać
czarownicom żadnej radości; zadawały się one co prawda - do wyboru - z demonami
żeńskimi (sukubami) lub męskimi (inkubami), ale ich uściski, tudzież narządy
były nieprzyjemne, zimne jak lód, a sam szatan mimo niejednokrotnie urodziwej
twarzy miał zawsze jakieś mankamenty: a to bocianie nogi, a to kłaków za dużo,
ponadto cuchnął z reguły kozłem. Kulminacyjnym punktem sabatu było całowanie
szatana "pod ogon". Tylko niekiedy bywało ciekawiej, na przykład niejaka pani
Goguillon, spalona za czary 24 maja 1679 roku, opowiadała, że jeździła na sabat
raz w tygodniu, gdzie jej diabelski kochanek wznosił ją w powietrze we własnym
uchu, zamienioną w małego czarnego pieska.

Jaki interes miały czarownice w udawaniu się na sabat i składaniu przysięgi
szatanowi? Dzięki temu umiały powodować ulewne deszcze, susze, gradobicia,
rzucały uroki odbierające płodność, mogły do woli zatruwać studnie proszkiem
sporządzonym z ludzkich kości, rozprzestrzeniać dżumę (przez posmarowanie
specjalną maścią klamek), przemienione w koty dusiły niemowlęta, potrafiły
rzucić urok, opętać kogokolwiek, uczynić jajko miękkim, a nawet produkować
"kolorowe myszy z liścia różanego", w czym specjalizowała się dziesięcioletnia
Anna, spalona na stosie w 1703 roku. Umiały również skłócić małżonków,
spowodować impotencję (czyli "odjąć ruchome przyrodzenie"). Również za grzech
masturbacji nie odpowiadał nikt inny jak podłe czarownice.


Jednym słowem, potrafiły to, co zawsze czyniły czarownice, czyli pomagać albo
szkodzić. Głównie jednak szkodzić. Czarownice były bezinteresownie złośliwe. Co
ciekawe, diabeł za ich zło i posłuszeństwo nie obdarzał ich ani bogactwem, ani
zdrowiem, ani nawet poczuciem bezpieczeństwa. Bo jednej rzeczy nie umiały
czarownice na pewno: nie potrafiły nigdy wyrwać się z rąk oprawców. Posiadając
wszelkie diabelskie moce, różne zaklęcia i maści były zupełnie bezbronne, gdy je
aresztowano, biczowano, torturowano, męczono, palono żywcem.

Konszachty z Diabłem

Wiara w magię towarzyszy nam od dawna. Najstarszy rysunek
szamana liczy 20,000 lat. Zawsze i wszędzie żyli ludzie dysponujący wiedzą
niedostępną ogółowi. Czy było to przepowiadanie przyszłości, czy zamawianie
deszczu, czy praktyki medyczne - stanowiły one domenę czarowników i czarownic.
Ludzi tych szanowano ale i bano się ich, lecz dopiero w nowożytnej Europie
uznano czary za zbrodnię.
We wczesnym średniowieczu oficjalne stanowisko Kościoła głosiło, iż nie ma
czegoś takiego jak czary, a za wiarę "wzorem pogan" w czarodziejów i czarownice
groziła kara śmierci. W roku 906 "Canon Episcopi" nazywa czary "wynalazkiem
diabelskim" podając w wątpliwości tylko te cechy i atrybuty czarownic, które
mają wyraźny związek z kultami pogańskimi, np. nocne loty na miejsca tajemnych
spotkań.

W 1486 roku inkwizytor papieski Heinrich Kraemer i profesor teologii Jecob
Sprenger publikują "Malleus Maleficarum" ("Młot na czarownice") książkę, która
miała uświadomić ludziom zagrożenie "plagą czarownic" i stałą się podstawą
niezliczonych procesów. Dzieło zawierało, oprócz rozprawy teologicznej, wyraźne
określenie czarów jako zbrodni, przenosząc sprawę z płaszczyzny religijnej na
prawną.
Chociaż płonące stosy kojarzą nam się z okresem średniowiecza, to dopiero w
dobie reformacji rozpętało się prawdziwe polowanie na czarownice. Nastąpiło przy
tym tragiczne w skutkach przesunięcie ciężkości z pospolitego zabobonu na
konszachty z diabłem. Kolejne po "Malleues Maleficarum" znaczące dzieło na temat
czarownic - traktat "Demonolatiae" opublikowany w 1595 roku przez Nicolasa Remy
- otwarcie już łączy czary z satanizmem, zawierając m.in. szczegółowy opis
sabatu. Ten aspekt bardzo szybko zdominował procesy o czary. Podczas śledztwa
coraz mnie pytań dotyczyło czynności tak prozaicznych, jak odebranie mleka
krowie sąsiadów czy zatrucie studni. Inkwizytorzy za to chcieli wiedzieć, czy i
ile razy wiedźma współżyła cieleśnie z diabłem, gdzie odbywały się sabaty i kto
w nich uczestniczył.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB 1.2.23
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.akademiasarmatia.pun.pl www.lolad.pun.pl www.wychfiz1.pun.pl www.zielonykac.pun.pl www.kiepscy.pun.pl