Wiezienia Świata Magii
W Świecie Magii istnieją dwa wiezienia dla czarodziejów, o których wiemy. wiemy tylko o dwóch ale niewykluczone jest ze inne kraje, w których żyją czarodzieje tez posiadają jakieś wiezienia, do których czarodzieje zostają zamknięci po wykonaniu jakiegoś przestępstwa typu zabicie czarodzieja lub mugola.Nurmengard położony jest gdzieś w Rosji na małym wzgórzu. Nad jego brama napisane jest "Dla większego dobra" co było mottem Gellerta Grindewald Powołanie de mentorów. Za czasów kiedy powstał pierwszy magiczny sad Wizengamot nie było miejsca, gdzie można było zamknąć skazanych. Ministerstwo potrzebowało wiezienia ale i zarazem strażników. Wiadomo, ze żaden człowiek o zdrowym umyśle nie chciał by pilnować osób, które jednym ruchem różdżki zabijały, torturowały, bądź kontrolowały umyśl czarodzieja. Potrzeba było kogoś, kto byłby odporny na wszelkie zaklęcia. I tak oto gdy Seamonus Lamer umarł i został pochowany, następny minister Rufus Sard er powołał de mentorów. Były to duchy, które miały być odporne na wszelkie zaklęcia i w razie potrzeby potrafiące opanować agresywnego więźnia. Na wszelki wypadek Wizengamot postanowił uwrażliwić strażników Azkaban na jedno zaklęcie gdyby oszaleli. To zaklęcie na początku znane było pod nazwa Szczęśliwy Patron. Jednak później nazwa przemieniła sie na Patronusa i tak zostało do dziś.
Mury Azkaban i pierwszy skazaniec.
Azkaban zaczęto budować 1498 roku co jest potwierdzone przez źródła pisane, które do dziś spoczywają na czwartym Pietrze w budynku Ministerstwa w Urzędzie Prawa Czarodziejów. Na początku projekt wiezienia był bardzo jakby to powiedzieć? "kijowy". Nawet pięciolatek mógłby spokojnie znaleźć z celi wyjście. Pojawił sie na szczęście człowiek, który budował takie budynki jak Hogwartu, Szpital Świętego Muna czy Bank Gringotta. Niejaki Joseph Gariette - słynny architekt wśród czarodziei. Znalazł luki w projekcie i zmienił go na lepsze. Budowa wiezienia potrwała trzy lata ze wszystkimi szczegółami od filarów po drobne zasłonki czy drobiazgi zdobiące ściany np. : tarcze, herby. Najciekawsza rzeczą jest to, ze z niewiadomych powodów miecz Godricka Gryffindora wisiał tam na ścianie jako ozdoba . Nikt nie miął pojęcia do kogo należy ta bron. Pierwszym człowiekiem skazanym na pobyt w Azkabanie na 10 lat był Seamus Notherson. Ukradł on bowiem dwadzieścia sztabek złota ze skrytki numer 982 z banku Gringotta. Wziął zakładnika (jednego z pracowników) i torturował go zaklęciem Cruciatus. Za takie cos powinien zostać skazany na klątwę Avada Kedavra, ale Wizengamot złagodził wyrok, bo okazało sie, ze mężczyzna był kontrolowany przez klątwę Imperio.
Hazard i Rozrywka.
Cóż? Chociaż de mentorzy nie byli ludźmi podczas pilnowania więźniów przejęli parę cech od swoich podopiecznych. Bardzo popularna rozrywka wśród strażników wiezienia była gra w magiczne szachy (ich prototyp strzegł kamienia filozoficznego w Hogwarcie) na dodatek grali na galeony i rzeczy które posiadali.
Azkaban: Wiezienie dla czarodziejów, którzy popełnili najcięższe przestępstwa w czarodziejskim świecie. Zsyłani do niego byli przede wszystkim Śmierciożercy, poplecznicy Lorda Voldemort. Było kontrolowane przez Ministerstwo Magii. Wiezienia strzegli de mentorzy, wysysający z ludzi wszelka radość i szczęśliwe wspomnienia. Ich potężna moc sprawiała, ze uwiezieni w Azkabanie czarodzieje tracili zmysły, pogrążając sie w swoich najgorszych wspomnieniach. Wiezienie znajdowało sie na wyspie, gdzieś na Morzu Północnym, co sprawiało, ze niezwykle trudno z niego uciec.
_____________________________________________________________ Gellert Grindewald
Gellert Grindewald znany jest ze swojego zła i swej wielkiej mocy, która niegdyś wladal.Uczeszczal on do Dumstrangu, gdzieś w Rosji, gdzie uczył sie przez 6 lat. W 6 roku jego nauki wydalono go ze szkoły za prowadzenie niebezpiecznych eksperymentów, przez które o Malo nie zginęło paru uczniów. Zanim Grindewald całkowicie został wydalony ze szkoły wyrył on znak Insygniów Śmierci (czyt. więcej Rozdział: Insygnia Śmierci", których po szkole próbował znalescwraz z Albusem Dumbledorem. Jak tylko wyszedł ze szkoły wyjechał mieszkać u swojej ciotki Bathildy Bagshot, sławnej pisarki, która napisała Dzieje Magii, w Dolinie Godryka.Tam tez spotkał swojego przyszłego przyjaciela a potem wroga Labusa Dumbledore. Razem szukali Insygniów Śmierci i mieli zamiar zawładnąć nad światem magii i światem mugoli i rządzić nim "Dla Wyższego Dobra" jak mowili.Jednakze Aberforth, młodszy brat Labusa, nie zgadzał sie na te plany, gdyż bal sie, ze zwiedzeni wielkimi ambicjami, zostawia oni niepełnosprawna siostrę Labusa, Aranie, sama. Grindewald oskarżał Aberforth o to, ze jest ślepy i twierdził, Iz nie trzeba Bedzie ukrywać Arian, gdy czarodzieje zapanują nad światem. Punktem kulminacyjnym sporu była bitwa pomiędzy Aberforthem, Albusem i Gellertem, w której jeden z nich przypadkiem zabił Aranie. Grindewald uciekł, bojąc sie kary. Wtedy Albus zerwał przyjaźń z nim. Grindelwaldowi udało sie zdobyć jedno z Insygniów - Czarna Różdżkę. Został on mistrzem tej legendarnej różdżki, kradnąc ja jej poprzedniemu właścicielowi - wytwórcy różdżek Grygorowiczowi. Dzięki mocy tej różdżki Grindewald zabił wiele osób, co mocno dotknęło wielu studentów Dumstrangu, np. Wiktora Kramu, którego dziadek został zabity przez Gellerta. W wyniku tego w szkole nie jest zbyt dobrze przyjmowane nic, co jest związane z tym czarnoksiężnikiem (także symbol Insygniów Śmierci). Dumbledore przez wiele lat odkładał ponowne spotkanie z Gellertem, gdyż bal sie stanąć twarz w twarz z faktem śmierci siostry oraz tego, ze to on mógł być tym, który ja przypadkowo zabił. Obaj czarodzieje byli bardzo inteligentni i uzdolnieni, a ci, którzy widzieli ich pojedynek, twierdza, ze żaden inny nie mógłby sie z nim równać. Grindewald, który posiadał wtedy uważana za niezwyciężona Czarna Różdżkę, przegrał z Dumbledorem. Po tryumfie Labusa, pokonany Gellert został uwieziony w najwyższej celi Nurmengardu - wiezienia, które sam zbudował dla swoich wrogów. Grindewald przebywał tam Az do wydarzę w roku 1997 gdy Voldemort przybywa do Nurmengardu, szukając Czarnej Różdżki. Gellert, który nie boi sie Voldemort, mówi, ze nigdy jej nie posiadał. Czarny Pan w napadzie furii zabija go. W rozdziale pt. "King Cross", Harry sugeruje Dumbledore'owi, ze Grindewald mógł skłamać, aby Voldemort nie włamał sie do grobu Labusa, gdzie znajdowała sie Czarna Różdżka. Dumbledore mówi, ze pod koniec życia Grindewald miął wyrzuty sumienia z powodu tego, co zrobił w przeszłości. Hoc nie zostało to sprecyzowane w książkach, w jednym z wywiadów Rowling powiedziała, ze Dumbledore był homoseksualista i zakochał sie w Gellercie. ___________________________________________________________
Nicolas Flamel
Większość z tego co wiemy o Flamel pochodzi z jego pracy "Heiroglyphica", w której opowiada jak niemal przypadkiem został alchemikiem. Kiedy sie urodził w około 1330 roku w małym Francuskim miasteczku Pantoise, alchemia była juz szeroko praktykowana w całej zachodniej Europie. Oparte na praktykach starożytnych greckich i egipskich metalurgów karana alchemii znal świat arabski, a do Europy dotarły w początkach trzynastego wieku przez łacińskie książki. Gdy nadszedł czas na samodzielne Zycie Flamel wyjechał do Paryża i tam zaczął prace jako zawodowy kopista, notariusz i sprzedawca książek. Flamel kopiował tez księgi i manuskrypty (druk został wynaleziony dopiero ok.100 lat później), a dodatkowy dochód przynosiły mu lekcje pisania, których udzielał bogaczom ucząc ich miedzy innymi jak sie podpisywać. Jego pierwsza pracownia mieściła sie na ulicy Notariuszy w obskurnej drewnianej budzie. Kiedy jednak interes rozwinął sie pomyślnie, zatrudnił kilku czeladników oraz kupił dom w okolicy i przeniósł swój zakład na parter. Poślubił także Perenella atrakcyjna i zamożna wdówkę. Az do tego momentu Zycie skryby było dość zwyczajne. Wszystko zmieniło sie jednak kiedy do jego pracowni przyszedł nieznajomy mężczyzna i sprzedał mu książkę, która miała na zawsze odmienić jego Zycie. "Wtedy w me ręce dostała sie" - pisał. - "Za cenę dwóch florenów pozłacana ksiega,bardzo stara i duża. Nie była z papieru ani z pergaminu jak inne lecz z cienkiej uczyniona kory. Okładkę miała miedziana, wielce delikatna cala pokryta dziwnymi znakami". Flamel zapoznał sie z książka i nabrał przekonania, ze - o ile mógł rzec - zawiera ona tajemnice uzyskania kamienia filozoficznego. Jak bowiem wszystkie podręczniki do alchemii i ten w większości został napisany sekretnym językiem, najgłębsze tajemnice zawarte były nie w słowach ale w nieprzeniknionych symbolicznych rysunkach. Na przykład na jednej z ilustracji widniała pustynia pełna pięknych fontann z węzami, a inna ukazywała znów targany wiatrem krzew na szczycie góry otoczonej żyrafami i smokami. Flamel skopiował ilustracje, pokazał je znajomym i wywiesił w pracowni licząc na to, ze może ktoś wyjaśni mu ich znaczenie. Nikt jednak tego nie potrafił zrobić Prawdopodobnie wtedy Nicolas zbudował własne laboratorium i zaczął eksperymentować, opierając swe procedury na tych częściach księgi jakie zrozumiał. Nic jednak nie wskórał zgodnie z tradycja ci którzy mieli sie nauczać alchemicznych "sztuk" musieli zostać najpierw wprowadzeni warana przez mistrza. Tak wiec po wielu nieudanych doświadczeniach Flamel znalazł sobie takiego mistrza w Hiszpanii. Kiedy wreszcie posiadł prawdziwe sekrety księgi powrócił do Paryża, gdzie po trzech latach intensywnej pracy osiągnął swój cel. "Pozwoliłem by czerwony kamień padł na pewna ilość rtęci" - pisze. - "Tylko w obecności Perenella, a rtęć przeobraziła sie niemal w taka sama ilość czystegozlota." Flamel uzyskał złoto tylko, jak twierdził, trzykrotnie, lecz i tak było go o wiele więcej niz. zawsze potrzebował. On i Perenella żyli skromnie wykorzystali swój majątek dla dobra innych. Przez resztę życia zakładali i wspierali czternaście szpitali, stawiali religijne pomniki, budowali kaplice, łożyli na utrzymanie kościołów i przykościelnych cmentarzy i hojnie wspierali wdowy i sieroty. Perenella zmarła w 1397 roku, a Flamel ostatnie lata spędził na pisaniu o alchemii. Zmarł 22 marca 1417 i został pochowany w kościele Santi_Jacques la Boucherie nieopodal swojego domu. I co dalej z jego historia? Czy naprawde uzyskał złoto? A może wyssał z palca opowieści o kamieniu filozoficznym, złotej księdze i podróży do Hiszpanii? Powszechnie mówiono, ze rabusie po śmierci Lamela włamali sie do jego domu, aby ukraść złoto, jednak nic tam nie znaleźli. W nadziei, ze Flamel zabrał swoje złoto do trumny, otworzyli wieko trumny i przekonali sie, ze nie ma tam ani złota, kamienia filozoficznego...ale i samego Lamela! Prawda była taka, ze Flamel i Perenella nigdy nie umarli. Użyli kamienia, aby stworzyć eliksir życia i uzyskać niesmiertelnosc.Donoszono o spotkaniach z Flamelem. Według raportów jednego z Emisariuszy króla Ludwika XIV widziano małżonków w Indiach. W roku 1761 mieli podobno uczestniczyć w przedstawieniu w Operze Paryskiej, a ostatnio według pogłosek rozpowszechnianych przez samego Labusa Dumbledore mieli rozważać pożegnanie sie z nieśmiertelnością na rzecz miłego, długiego spoczynku. Nicolas Flamel urodził sie w 1330 roku w Pantoise, żył 667 lat. ___________________________________________________________________ Tortury Czarownic
Byłoby naprawdę miło pomyśleć, że Bathildy Bagshot w swej Historii magii powiedziała całą prawdę na temat polowań na czarownice, które odbywały się w początkach nowożytnej historii Europy. Uczniowie Hogwartu dowiadują się z niej, że czarownice i czarodzieje paleni na stosie nie czuli bólu ? proste zaklęcie sprawiało, że płomienie wydawały się przyjemnymi łaskotkami. Lecz dobra pani Bagshot milczy na temat losu tysięcy zwykłych kobiet i mężczyzn, których fałszywie oskarżono o czary i którzy nie dysponowali żadnymi magicznymi środkami, aby ulżyć sobie w cierpieniu. Niestety to ci ludzie byli prawdziwymi ofiarami histerii, jaka ogarnęła niemal całą Europę w połowie piętnastego wieku i trwała aż po kres siedemnastego stulecia.
Przez niemal 250 lat ludzie wszystkich warstw społecznych byli przekonani, że ich życiu zagraża spisek czarownic. Nikczemnicy zaprzedani idei pokonania chrześcijaństwa mieli uprawiać diabelskie sztuczki wszędzie ? od stodoły po królewskie komnaty. Kiedy gorliwi sędziowie i przywódcy religijni rzucili się wyplenić wszelkie zło i zmieść wszystkie czarownice z poaha.,wierzchni ziemi, tradycyjne prawnicze i etyczne zasady poszły w kąt. Współcześni uczeni oceniają, że w tamtym okresie poddano okrutnym torturom i stracono jako czarownice od trzydziestu do kilku tysięcy osób na podstawie dowodów, które w najlepszym razie były wątpliwe, a często po prostu nie istniały.
Dlaczego w ogóle doszło do tak przerażających wydarzeń? Trudno powiedzieć na pewno. Jednak bez wątpienia dużą rolę w stworzeniu atmosfery nieufności pośród sąsiadów, a nawet w rodzinie odegrał konflikt religijny, w tym podział chrześcijaństwa na wojujące obozy katolików i protestantów. Równie ważne było wynalezienie w połowie piętnastego stulecia druku, który umożliwił gwałtowne rozprzestrzenienie się idei i lęków związanych z czarami wśród ludzi znajdujących się u władzy.
Wiele z nich można było znaleźć w Malleus maleficarum, czyli Młocie na czarownice ? przewodniku umożliwiającym łatwą identyfikację czarownic, sprawne przeprowadzanie ich procesu i karanie, napisanym w 1486 roku przez dwóch niemieckich łowców czarownic. Książka odniosła natychmiastowy sukces ? czytało ją duchowieństwo, czytała palestra oraz każdy, kto posiadł tę umiejętność. Księga była tak popularna, że przez prawie dwieście lat w sprzedaży ustępowała wyłącznie Biblii. Chociaż to nie ona stała się powodem polowań na czarownice, jednak przez popularyzację i wspieranie wierzeń, na których zasadzały się prześladowania czarownic, Młot... z pewnością dopomógł unieśmiertelnić stereotypy i pogłębić dezinformację, co sprowadziło śmierć na tysiące niewinnych ludzi.
Autorzy Młota... podawali mrożące krew w żyłach szczegóły zawierania przez czarownice paktów z diabłem, przeobrażania się w dzikie bestie albo składania w ofierze niemowląt, a dzięki aprobacie papieża Innocentego VII ich twierdzenia stawały się niepodważalną prawdą. Setki procesów o czary przeprowadzono na postawie przedstawionych przez nich procedur, zgodnie z którymi odmawiano czarownicom prawa do adwokata albo wzywania świadków, zalecano natomiast tortury. Odnosząc się do biblijnej zapowiedzi, że "Nie będzie czarownica żyła na ziemi" (Księga Wyjścia 22, 18), autorzy zapewniali lud, że jedyną reakcją na zagrożenie ze strony szatana może być wykorzenienie i zniszczenie jego sług na ziemi.
Większość odpowiedzialności za przeprowadzenie tego żmudnego zadania spadła początkowo na Inkwizycję ? urząd Kościoła katolickiego, którego przeznaczeniem było odszukiwanie i tępienie herezji (wierzeń i praktyk niezgodnych z nauczaniem Kościoła). Zawodowi inkwizytorzy dysponowali szerokimi uprawnieniami umożliwiającymi wynajdowanie i karanie heretyków, a jednostki znane z trudnienia się magią były oczywistym celem ich poczynań. Chociaż Kościołowi nie podobali się wiejscy mądrzy i czarodzieje, którzy przygotowywali eliksiry miłosne i stosowali uzdrawiające zaklęcia, byli oni integralną częścią swych społeczności i władze nigdy nie myślały poważnie o tym, by się nimi zająć. Teraz jednak Kościół twierdził, że każdy, kto posiada nadprzyrodzone moce, otrzymał je od diabła, tak więc winny jest ? przestępstwu podlegającemu karze śmierci. Ta zasada odnosiła się zarówno do wiejskich znachorów i wróżbitów, jak i do wszystkich tych, których podejrzewano o uprawianie złowrogich form magii, takie jak rzucanie uroków w celu wyrządzenia krzywdy ludziom albo zniszczenia plonów.
Oskarżenia o czary nie ograniczały się do osób, którym przypisywano magiczną moc. Wraz z rozwojem histerii gdy polowaniem na czarownice zajmował się już nie tylko Kościół, ale również świeckie władze katolickie i protestanckie, od wszystkich bogobojnych obywateli zaczęto oczekiwać, że wskażą jak najwięcej podejrzanych. Starowinkę można było oskarżyć wyłącznie na podstawie jej wyglądu albo dlatego, że przechadzała się po wiosce, mrucząc coś pod nosem, a w dodatku miała miotłę. Sprzeczka o drobiazg mogła się zakończyć oskarżeniem o czary, jeśli tylko urażona strona zdecydowała się zasugerować władzom, że sąsiad rzucił na nią klątwę. Na terenach, gdzie własność skazanych czarownic można było przejąć, najbardziej prawdopodobnym celem donosów stawali się bogaci. Ofiarą pomówień o czary padali jednak wszyscy: kobiety i mężczyźni w każdym wieku, biedni i bogaci ? i wszyscy byli torturowani i paleni na stosie. Anonimowe oskarżenie można było rzucić na każdego, a oskarżyciel nie musiał się obawiać, że stanie twarzą w twarz z tym, kogo wydał.
Kiedy już czarownica została aresztowana, wytaczano jej proces, z góry uznawano ją za winną, chyba że dowiedzione zostało coś przeciwnego. Młot na czarownice mówił przecież, że sędziowie nie muszą wykazywać się nadmierną ostrożnością w ferowaniu wyroków, gdyż Bóg nie pozwoli, by niewinna osoba została skazana na czary. W Niemczech, Francji i Szwajcarii podejrzanych rutynowo poddawano torturom, by wymusić na nich szczegółowe zeznania. W takich koszmarnych okolicznościach torturowana niemal zawsze przyznawała się do wszystkiego, czego tylko chcieli inkwizytorzy ? oddawania czci szatanowi, wzywania demonów i paktowania z nimi, latania na miotle na sabaty o północy, rzucania klątw na sąsiadów i wielu innych zbrodni. Każde zaś takie wyznanie potwierdzało wiarę oskarżycieli w to, że diaboliczna konspiracja ma monumentalne rozmiary i podsycało w nich pragnienie, by szukać tym pilniej i karać jeszcze surowiej. W Anglii i Skandynawii, gzie tortury były zakazane, sędziowie opierali się na nie potwierdzonych zeznaniach"""" świadków oraz obecności tak zwanego ?znaku czarownicy? (wystarczył byle pieprzyk albo znamię). Wystarczyło też, by oskarżona posiadała demonicznego kompana ? zwierzaka. Każda ?czarownica? zmuszona była podać imiona wspólników, by można było wytoczyć kolejne procesy. Ta procedura wywoływała czasami reakcję łańcuchową, która kończyła się eksterminacją całej wioski. W roku 1589 jednego dnia stracono 133 mieszkańców miasteczka Quedlinburg w Niemczech.
Oczywiście nie wszyscy wierzyli w czary. Nie każdy podejrzewał swych sąsiadów o konszachty z diabłem. Dlatego więc rozsądni ludzie nie przemówili przeciw prześladowaniu czarownic i nie położyli kresu szaleństwu? Cóż, niektórzy próbowali, lecz procesy czarownic miały poparcie władz, a każdy, kto otwarcie powątpiewał w realność czarów albo winę nieszkodliwej staruszki, sam narażał się na postawienie przed sądem. Tylko ci, których chronili wysoko postawieni poplecznicy, mogli wziąć na siebie takie ryzyko, ale i tak w większości przypadków ich protest nie na wiele się zdawał.
Ostatecznie jednak panika związana z czarownicami wygasła sama, kiedy rewolucja naukowa wprowadziła do Europy powiew nowego sceptycyzmu, a wiara w magię stała się niemodna pośród wpływowych warstw społecznych. Do jednego z ostatnich większych wybuchów prześladowań doszło w 1692 roku w amerykańskim Salem w stanie Massachusetts. Ostatni proces o czary w Anglii odbył się w roku 1712, we Francji w 1745 roku, a w Niemczech w roku 1775. W Anglii i Szkocji ustawy zabraniające praktykowania czarów zostały uchylone w 1736 roku. Ci, w których wciąż jeszcze tliła się wiara w mieszanie się diabła w ziemskie sprawy, zachowywali ją dla siebie. Czary, które przestały być herezją (chociaż Kościół dalej to potępia), na nowo weszły do świata prostej ludowej magii. Jednakże skojarzenia czarownic ze złem nigdy do końca nie zniknęły. Jeszcze w dwudziestym wieku zanotowano wybuchy agresji wobec domniemanych czarownic w Europie i Stanach Zjednoczonych. Tortury Czarownic Łacińskimi terminami "inquisitio corporalis" lub "examinatio cum gravitate" określano w dawnym wymiarze sprawiedliwości środki dowodowe o charakterze cierpień fizycznych, zadawane w toku postępowania sądowego, celem wymuszenia zeznań oskarżonego, dla osiągnięcia przyznania się do winy lub udowodnienia zarzucanego czynu. Najskuteczniejszym sposobem uzyskania przez dawną Temidę wymienionych rezultatów, było stosowanie tortur.
Tortury były środkiem dowodowym znanym już w starożytności, stosowano je już w procesach attyckich (greckich) i rzymskich. Wykonywać je jednak można było wyłącznie w stosunku do niewolników. Moc dowodowa tortur w hierarchii innych środków była znaczna, większa chociażby od zeznań świadków i przysięgi. Zeznania niewolników składane na torturach były spisywane, a następnie odczytywane w toku procesu.
Najczęściej strony oddawały na tortury własnego niewolnika, co uznawane było za świadectwo pewności sprawy i gotowości poniesienia znacznej straty materialnej dla udowodnienia swoich racji, albowiem ich przeprowadzenie kończyło się przeważnie śmiercią lub trwałym kalectwem niewolnika. Dopuszczalne też było poddanie torturom niewolnika będącego własnością przeciwnej strony procesowej. Ofiarowanie niewolnika na tortury nie wynikało wcale ze znajomości przez niego przedmiotu sprawy (nawet ze słyszenia), lecz było sposobem wykazania własnej niewinności, zwłaszcza gdy był on wytrzymały, a inne dowody miały niewielką moc.
Najpopularniejszym narzędziem tortur w Grecji było rozciąganie niewolnika na obwodzie koła, do którego go przywiązywano, a następnie wprawiano w wolny ruch obrotowy za pomocą korby umieszczonej w piaście koła.
W państwie rzymskim tortury posiadały podobny charakter i stosowane były także tylko wobec niewolników. Z bardziej znanych tortur, źródła rzymskie wymieniają wyciąganie kości ze stawów za pomocą sznurów (fidiculae) oraz przykładanie do nagich boków rozżarzonych blach (lamina). Nie jest natomiast jasne, czy narzędzia do zdzierania i kaleczenia skóry (uncae, ungulae) były odrębną formą tortury, czy też służyły wyłącznie obostrzeniu wykonania kary śmierci. Jednym z największych apologetów stosowania tortur w rzymskim wymiarze sprawiedliwości, był słynny teolog św. Augustyn z Ippon (354 - 430), który w swoim traktacie "De civitate Di" opowiadając się za katowską funkcją państwa jako bicza bożego, uważał tortury "za niezbędne", mimo że "niejeden niewinny niezasłużoną karę musi cierpieć".
Po upadku cesarstwa zachodniorzymskiego na jego obszarze utworzyły się germańskie państwa szczepowe. Najstarszymi źródłami prawa germańskiego były spisy prawa zwyczajowego, zwane "leg es barbarorum". Miały one charakter uniwersalny i dokonały ich wszystkie państwa szczepowe, z wyjątkiem Wandalów. Niektóre szczepy weszły na terytorium cesarstwa jako sprzymierzeńcy (Ostrogoci, Wizygoci, Burgundowie), inni jako zdobywcy (Longobardowie, Wandalowie). Śledząc dzieje rozwoju leg es, instytucję tortur spotykamy głównie w zbiorach sprzymierzeńców, których prawo pozostawało pod pewnymi wpływami rzymskimi. W prawie burgundzkim i ostrogockim tortury stosowano wyłącznie wobec niewolników i kolonów, natomiast u Wizygotów poddawano im również ludzi wolnych, ale tylko wyjątkowo, w razie wystąpienia istotnych wątpliwości. Natomiast ze spisów praw zwyczajowych zdobywców, tortury spotykamy w prawie frankońskim i bawarskim. Prawo Franków Balickich z lat 507 - 511 przewidywało stosowanie tortur wobec sługi obwinionego o kradzież. Za kradzież do 15 solidów - za torturę uznawano chłostę w wysokości 120 razów. Za kradzież do 35 solidów - sprawca obrywał 120 batów, co uznawano za górną granicę wytrzymałości ludzkiej, a następnie oprawca mógł go dalej torturować.
Miejsce tortur w hierarchii środków dowodowych stworzone w okresie starożytności, utrzymało się aż do XIII w., czyli do początków procesu inkwizycyjnego, który stał się do końca XVIII w. panującą formą procesu karnego. Proces inkwizycyjny wywodził się z postępowań prowadzonych przeciwko ruchowi waldensów, a potem albigensów, z którymi rozprawiono się krwawo w 1229r. (pokój paryski i sobór w Tuluzie).
Jego zasady zostały sformułowane przez cesarza Fryderyka II w konstytucjach Lombardii (1224r.), ustawodawstwie sycylijskim z Meli (1231r.), a powtórzone w dekretach papieża Grzegorza IX dla Rzymu (1231r.). Tymi ostatnimi utworzono kościelne trybunały inkwizycyjne, które oddano w ręce powstałego w 1215r. zakonu dominikanów. Po udowodnieniu winy, sądy kościelne przekazywały heretyków sądom świeckim, które orzekały karę śmierci przez spalenie i nakazywały przeprowadzenie egzekucji sprawcy. We Włoszech faktycznie stosowanie tortur w procesach o herezję ma jednak genezę późniejszą, gdyż zapoczątkowane zostało dopiero konstytucją Innocentego IV "Ad exstirpanda" z 1252 r. Natomiast w Niemczech, w oparciu o ustawy Fryderyka II, stosowanie tortur udowodniono jeszcze w pierwszej połowie XIII w., a pierwsza o nich wzmianka pochodzi z księgi prawa miasta Wiener - Neustadt z lat 1221-1230, chociaż prawdopodobnie były już one w użyciu w końcu XII stulecia. Zapewne też już wtedy stosowano je nie tylko odnośnie heretyków, ale także przestępców, którzy dopuścili się czynów przeciwko Bogu i religii: bluźnierstwa, sodomii, magii, alchemii i czarów. Z czasem, obok ustawodawstwa cesarskiego i miejskiego, tortury przewidywały również powstające w XIII wiecznych Niemczech zbiory prawa zwyczajowego. Wymienia je "Zwierciadło Szwabskie" (1275r.), pozostające pod wpływem prawa kanonicznego i rzymskiego, które dopuszcza ich stosowanie w każdym procesie poszlakowym, a więc wtedy, gdy nie ma dwóch wiarygodnych świadków, stwierdzając, że oskarżonego można "chłostać i ciężkim więzieniem o głodzie i zimnie oraz innymi złymi rzeczami karać, aż do zmęczenia". Jeszcze pod koniec XV w. tortury były rzadkością, ustępując innym środkom dowodowym. Wspominają o tym ustawy o sądach, karzących gardłem dla miasta Ellwang (1466r.), które wprawdzie przewidują tortury, lecz za ważniejsze uznają: przysięgę złożoną przez 2 uczciwych ludzi i zeznania świadków. Obydwa te środki stosowano zresztą w razie odwołania przez oskarżonego zeznań złożonych na torturach, zwłaszcza, gdy nie przekonani ławnicy pragnęli zaostrzyć sankcję. Wątpliwości te rozwiała już ustawa gardłowa dla Tyrolu wydana w 1499r. przez Maksymiliana I. Zalecała ona - dla przyspieszenia procesu za zamkniętymi drzwiami stosowanie tortur w razie wystąpienia uzasadnionych podejrzeń. Tortury przeprowadzała wtedy specjalna komisja sądowa, a zeznania oskarżonego były spisywane i służyły za główny materiał dowodowy przy wydaniu wyroku.
W okresie średniowiecza najsłynniejszym procesem inkwizycyjnym z użyciem tortur, był proces przeciwko zakonowi templariuszy. Wszczęto go we Francji na początku XIV w., za sprawą króla Filipa IV Pięknego i za zgodą papieża Klemensa V. Templariuszy poddano wymyślnym torturom, zmuszając ich do przyznania się, że oddają cześć bożkowi o imieniu Bafometa. Uprawiać też mieli wyuzdane orgie, składać ślubowanie szatanowi, a swoich przełożonych całować w nieprzyzwoite miejsca. Kilkudziesięciu braci zamęczono na torturach, a 57 templariuszy, którzy odwołali wymuszone zeznania, spalono w Paryżu w 1313 r., wśród nich wielkiego mistrza J. de Moulay. Ogromne bogactwa zakonu zagarnął król. Szeptano potem wśród ludu, że wielki mistrz ze stosu wezwał papieża i króla przed sąd samego Boga, w każdym razie obydwaj zmarli w sile wieku, w przeciągu pół roku.
W Polsce proces inkwizycyjny i stosowanie tortur przyjmowały się na zasadzie wędrownej idei. Następowało to wskutek: oddziaływania prawa niemieckiego - zwłaszcza w prawie miejskim, wzrostu władzy monarszej od połowy XIV w. i studiów prawników polskich na obcych uniwersytetach, głównie włoskich i niemieckich, skąd przejmowano popularne doktryny karne, następnie stosowano je w praktyce sądowej.
W prawie ziemskim, tendencje do stosowania zasad procesu inkwizycyjnego, ujawniły się w drugiej połowie XIV w. i łączyły się z utworzeniem urzędu oprawcy, który skupiał w swoim ręku większość funkcji procesowych. Oprawca (iusticiarius) ścigał przestępców, a po ich schwytaniu przeprowadzał śledztwo i odbywał nad nimi sąd. Działalność oprawców najbardziej rozwinęła się w Małopolsce. Wszakże pod koniec XIV w. przeciwko urzędowi temu wystąpiła szlachta, która w przywileju z 1388r. uzyskała przyrzeczenie jego zniesienia, powtarzane zresztą kilkakrotnie w XV w. (1425, 1430, 1433). Nie zostały one wprawdzie zrealizowane, lecz w praktyce doprowadziły do podporządkowania oprawcy staroście i przekształcenia go w urzędnika policyjnego. Ostatnia wzmianka o istnieniu urzędu oprawcy w Koronie pochodziła z 1481 r., dłużej utrzymał się on tylko na Mazowszu. Załamanie się na przełomie XV i XVI w. tendencji absolutystycznych i rozwój demokracji szlacheckiej, uniemożliwiły dalszy rozwój budzącego obawy szlachty postępowania inkwizycyjnego oraz pozostanie przy dotychczasowych zasadach procesu skargowego. Jedynym wyłomem w tym względzie było stosowanie tortur względem szlachty, która dopuściła się przestępstw przeciwko państwu i królowi.
W prawie miejskim pierwotne zbiory prawa magdeburskiego, lubeckiego i chełmińskiego nie wymieniały procesu inkwizycyjnego ani też nie przewidywały tortur jako środka dowodowego. Sytuacja zmieniła się w połowie XV w. wraz z przenikaniem do największych miast nowych doktryn karnych. W Gdańsku pierwszym przejawem zastosowania zasad postępowania inkwizycyjnego, był proces oskarżonego o zdradę miasta Marcina Kogg ego. Oprawca pojmał go 6 lutego 1457 r. i postawił przed sądem śledczym w Pucku, gdzie -poddany torturom, ujawnił nazwiska 5 wspólników, a następnie po sprowadzeniu wszystkich do Gdańska i ponowieniu tortur, ujawnili oni 2 dalszych wspólników. Wszystkich skazano na karę śmierci. Generalnie do wydania w 1532 r. Karoliny, proces inkwizycyjny i tortury w prawie polskim zarówno ziemskim, jak i miejskim, miały znaczenie zaledwie marginalne, a przypadki ich stosowania były sporadyczne.
Odmiennie przedstawiała się sytuacja w sądownictwie kościelnym. W 1424r. pod naciskiem Kościoła, Władysław Jagiełło wydał edykt wieluński, przeciwstawiający się wpływom husyckim w Polsce. Wyznawanie herezji husyckiej było w nim przyrównane do zbrodni obrazy majestatu, a starostom i sądom miejskim nakazano ściganie podejrzanych, wskazanych przez inkwizytorów i przekazywanie ich sądom duchownym, które po uznaniu ich winnymi oddawały ich w ręce świeckiego wymiaru sprawiedliwości, celem przeprowadzenia egzekucji. Od połowy XV w. tendencja ta ulega jednak poważnemu ograniczeniu, a sądownictwo kościelne starano się odseparować.
Piekło Kobiet
Magia zajmowali sie zarówno mężczyźni, jak i kobiety, ale wykształciły sie odrębne stereotypy czarownika i czarownicy. Ten pierwszy miął w sobie cos z uczonego, a nawet Kaplana, czarownica zawsze była kojarzona ze złem. Kobieta była uważana za istotę intelektualnie nizsza,niemozliwe wiec było, by tego, co umie, nauczyła sie bez udziału demonów, którym sie zamian za wiedze zaprzedała. Kim tedy była czarownica? Oczywiście - kobieta, najczęściej samotna stara i uboga, pochodząca z plebsu. Przeciwko nim najłatwiej kierowano podejrzenia, bo były one najbardziej niechcianymi członkami społeczności. Gdy machina oskarżeń Szla w ruch, nie liczył sie jedna kani wiek, ani majątek, ani status społeczny ofiar. W czasach, gdy Tysiace kobiet torturowano i skazywano na okrutna śmierć za czary, czarnoksiężnicy płci męskiej, otwarcie przyznający sie do współpracy z ciemnymi silami, mogli spokojnie uprawiać swa sztukę pornosem Inkwizycji i byli chętnie przyjmowani nie tylko na dworach książęcych czy królewskich, ale i w pałacach biskupich. Byli to ludzie wykształceni, lekarze bądź przyrodo znawcy, a nierzadko i duchowni. Oni tez ostro atakowali czary, nie odnosząc wszakże tego określenia do siebie. Trithemius, mistrz magii a zarazem opat klasztoru Wurzburgu, pisał 1508roku: "Czarownicy to wstrętni ludzie, a zwłaszcza kobiety pośród nich,wyrzadzaja bowiem one rodzajowi ludzkiemu nieobliczalne szkody,uciekajac sie do pomocy złych duchów i czarodziejskich napojów. W każdej połaci kraju i nawet w najmniejszej wiosce znaleźć można czarownice. Przez złośliwość tych kobiet umierają ludzie i bydło, a nikt nie pomyśli o tym, ze dzieje sie to przez te wiedzmy". Czarownica żyje na uboczu, w jej domu pełno jest ziół i różnych ohydnych ingrediencji, z których sporządza napoje i inne produkty magiczne. Nocami, nasmarowawszy sie specjalna maścią, wzbija sie w powietrze i odbywa dzikie loty. Może Zamienic sie w zwierze, np. w wilka, kota albo kruka, by w tej postaci karmić sie krwią niewinnych. potrafi wyleczyć z choroby, ale tez w chorobę wpędzić, a nawet uśmiercić. Może rzucić urok słowem, gestem lub wzrokiem. Widzi przeszłość i przyszłość, obcuje z demonami i ma władze nad pogoda. Ten wizerunek zawiera elementy znane wszystkim kulturom i epokom.
Czarownice z Salem
W Denver w Massachusetts znajduje sie pomnik poświecony ofiarom jednego z najbardziej znanych polowań na czarownice (Salem 1692r).Jesli oskarżano je za lataniem, to wyłącznie na sabat. Jeśli o zabicie niemowlęcia - to w celu złożenia go w ofierze. Takie zarzuty pojawiały sie w donosach sąsiadów czy krewnych czarownicy. Wysuwali je i podsuwali świadkom - dopiero sędziowie. Czarownice z Salem to zwyczajowa nazwa grupy około 80 kobiet (ale także mężczyzn), oskarżonych w procesie sadowym o czarnoksięstwo, w 1692 w Salem Village i Salem Town, w Nowej Anglii (obecnie stan Massachusetts,USA). Rezultatem tej sprawy była egzekucja 13 kobiet i 7 mężczyzn. Proces rzekomych "czarownic" skutkował odsunięciem purytanów od wpływu na władze i zapoczątkował ewolucje społeczeństwa amerykańskiego w kierunku państwa neutralnego ideologicznie.
Historia W 1692 mieszkanki Salem: córka miejscowego pastora Bety Harris i jej kuzynka Abigaile Williams zaczęły cierpieć na dziwne konwulsje i twierdzić, ze zostały "zaczarowane" przez żebraczkę Sarę Foods, stara kobietę Sarę Osborne i murzyńska niewolnice Tiube. Stopniowo objawy choroby zaczęły pojawiać sie tez u innych mieszkanek Salem.<br><br> Domniemane 3 "czarownice"" osadzono w wiezieniu, jednak liczba kolejnych osób oskarżanych o czarnoksięstwo Rośla lawinowo (do około 80 oskarżonych) i wiezienia nawet w okolicznych miejscowościach były przepełnione. W maju 1692 gubernator William Chips ustanowił sad w Salem do zajęcia sie sprawa. <br><br> Proces oparł sie na zasadzie: przyznanie sie do bycia czarownica czarownikiem) oznaczało wypuszczenie na wolność, nie przyznanie sie groziło skazaniem na śmierć. Miedzy 10 czerwca i 19 października 1692 powieszono na szubienicy 19 osób, głównie starsze i ubogie kobiety, ale także pastora, który odmówił dalszego aresztowania rzekomych czarownic. jednego 80-letniego starca Gisela Coreya(odmawiajacego przyznania sie do winy) zabito przez powolne miażdżenie go pod ogromnymi kamieniami. Proces zakończył sie w styczniu 1693 i wywołał powszechne oburzenie społeczeństwa Nowej Anglii oraz zadania zadość uczynienia rodzinom ofiar oraz osobom niesłusznie aresztowanym i prześladowanym. Jednak Az do 1954 nie wszyscy skazani na śmierć byli formalnie uniewinnieni. Wiedza tajemna nie musi być wykorzystywana do czynienia zła, ale w epoce polowań na czarownice rozróżnienie miedzy magia czarna i biała sie zatarło. Ten, kto umie Łęczyc, umie tez zabijać, a ten, kto odczynia uroki - wie, jak je rzucać. Magie nie mogła być wiec "dobra skoro przyjęto za pewnik, ze pochodzi od diabla. Do lochów Inkwizycji trafiały znachorki i akuszerki, które łatwo było oskarżać o porywanie noworodków dla szatana lub o zabijanie ich dla zdobycia składników doczarodziejskich maści.
Słowiańskie Czarownice Cioty inaczej Złote baby albo wróżki lub czarownice - kobiety zajmujące się u Słowian magią. Cioty mieszkały zwykle w lasach unikały wścibskich oczu), ale jeśli im się chłop spodobał to przyjmowały postać piękną i uwiódłszy swego wybranka, mieszkały z nim we wsi i nikt ich od zwyczajnej dziewczyny odróżnić nie umiał. Głównym zajęciem Ciot było leczenie okolicznej ludności. Odbywało się to następująco:
Ciota odurzała się mieszaniną wywarów z Bieluniu (datury) i muchomora czerwonego, (obie rośliny są halucynogenne, ale dosyć toksyczne, więc pewnie znały jakąś odtrutkę). W tym transie mogły zobaczyć co dolega choremu i jakie są środki zaradcze na jego przypadłość. Ponadto wróżyły i za opłatą mogły przepowiadać przyszłość. Jednak poza leczeniem i wróżeniem były Cioty dość kapryśne, i z byle powodu mogły sprowadzić nieszczęście. Uroki czyniły na nabiale i drobiu, i zdrowych czyniły chorymi. więc lepiej było się im bez potrzeby nie naprzykrzać. Kiedy zaczarowały jedzenie, wtenczas zdradzały to ogień lub kipiąca woda. Aby się przed ich urokami uchronić, trzeba było na przykład odwrócić garnek uchem do ognia. Miało to taką siłę, że czarownica musiała przyjść do tegoż domu, gdzie chciała czynić zło. Wtedy pierwszą kobietę, która otworzyła tylko drzwi, uznawano za czarownicę. Aby odpędzić czarownice od domu, przybijano na progu podkowę; czarownice bały się ponadto ziół zbieranych podczas sobótkowej nocy. Moc czarownic wzrastała szczególnie podczas zaćmienia słońca i księżyca, a także w dniach przesileń słońca - latem i zimą.
Opiekunką magii i czarownic była Wiła. Zapewne dlatego, że zajmowała się białą magią, nie wyglądała staro, brzydko i szkaradnie jak najczęściej widziano czarownice. Wiła miała skrzydła i szybko przenosiła się z miejsca na miejsce. Nie miała litości dla karanych przez bogów, chociaż niekiedy zdradzała im wyroki piekieł. Adam Mickiewicz tak pisał o niej w "Literaturze słowiańskiej" (1841r.):<br> "Wiła jest coś na kształt geniuszów, gnomów sylfów. Łączy w sobie własności tych wszystkich tworów fantazji. Poeci wyobrażają sobie ją zawsze jako dziewice cudnej piękności. Unosi się ona w powietrzu; ugania się za obłokami. Niebezpiecznie jest spotkać się z nią, a tym bardziej przerwać jej mit rygę (zabawę). Niekiedy udziela dobrych rad podróżnym; częściej jednak zwodzić ich zwykła".
Polskie Czarownice Do spokojnego, słowiańskiego zaścianka wielkie polowanie na czarownice zawitało dosyć późno. Pierwszą znaną nam czarownicę stracono w 1511 roku, w Waliszewie koło Poznania. Osławieni inkwizytorzy nie mieli nic wspólnego z wyrokiem ? kobiecinę skazał sąd miejski. Co było później, trudno powiedzieć: przyjmuje się, że na śmierć skazano od 5 do 10 tysięcy domniemanych czarownic. Skąd biorą się owe szacunki, ciężko zgadnąć, jako że zasoby archiwów nie zostały jeszcze dokładnie przebadane. Wiadomo natomiast, że polowanie na czarownice trwało w Polsce dłużej, niż w innych krajach europejskich i jeszcze w wieku XIX podobno chłopstwo utłukło kilka nieszczęsnych babin, co zresztą pruska propaganda skwapliwie wykorzystała jako dowód ogólnego zdziczenia i cywilizacyjnego zacofania Polaków.
Same czarownice znamy jedynie z przekazów pośrednich ? pośrednich, więc i stronniczych, trudno bowiem polegać na zeznaniach wymuszonych na torturach. Nawet zeznania "dobrowolne" niekoniecznie zasługują na wiarę, ponieważ przed rozpoczęciem badania kat miał zwyczaj oprowadzać rzekomą wiedźmę po izbie tortur i wyjaśniać jej funkcjonowanie zgromadzonych tam przedmiotów. Nic dziwnego, że skonfrontowana z katowskimi narzędziami niewiasta nabierała większej ochoty do zeznań, zaś sam dobór pytań zadawanych przez oprawcę mógł sugerować odpowiedzi. Stąd dość trudno jest zgadywać, czy oskarżone o czary naprawdę stosowały jakieś praktyki magiczne i na czym one polegały.
Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że istniały dwa poziomy magicznych stereotypów. Dla wieśniaka z podlaskiej wioszczyny wiedźmą była baba, która osusza wymiona krów i sprowadza niepłodność na niewiasty. Dla sędziów i ludzi obeznanych z traktatami demonologicznymi, wiedźma była heretyczką, służyła szatanowi i w piątkowe latała na sabaty. Sędziowie i kaznodzieje prawili, że diabeł spółkuje z wiedźmami pod postacią kozła, zaś jego nasienie jest zimne jak lód; wieśniacy przyjmowali te rewelacje z zadziwieniem. Dopiero po pewnym czasie oba zespoły wierzeń, ludowy i elitarny, przemieszały się ze sobą. Należy jednak pamiętać, że stereotyp wiedźmy nigdy nie był statyczny, zmieniał się pod wpływem literatury demonologicznej, ale też "wymogów chwili". Dlatego czarownicą mogła być równie dobrze zamożna wdowa po majstrze cechowym ("za dobrze się babie powodzi, musi być z czartem w spółce"), jak i uboga żebraczka ("odmówiłam jej jałmużny, popatrzyła koso na kołyskę i na drugi dzień dziecko zmarło ? ani chybi wiedźma rzuciła urok"). Polowania na czarownice miały własną dynamikę i niejednokrotnie służyły nie tyle pognębieniu diabelskich zastępów, ile celom daleko bardziej praktycznym i przyziemnym. Pozwalały usunąć kłótliwą sąsiadkę, zagrabić dobytek zamożnej mieszczki czy pozbyć się z wioski kłopotliwej ladacznicy. Oskarżenie o czary było tu o tyle użyteczne, że ofierze było bardzo trudno udowodnić własną niewinność; zresztą same sądy częstokroć zdawały sobie sprawę, że procesy są skutkiem zadawnionych konfliktów. Próbowano ów proceder jakoś ukrócić. Na przykład włoska inkwizycja wymagała, aby oskarżyciel, który nie był w stanie dowieść słuszności zarzutów, ponosił karę, miałaby spotkać ofiarę oszczerstw.
Sabat Czym "nowa" czarownica różni się od czarownic i wiedźm dawnych? Otóż czarownica jest nie tylko heretykiem, który odwrócił się od Boga. Ona należy do sekty, która znalazła sobie nowego Boga w postaci szatana. Najmocniejszym dowodem przeciwko każdej czarownicy było jej przyznanie się do uczestnictwa w sabacie i rzekoma przysięga złożona diabłu.
Obraz sabatu czarownic wszedł do historii sądownictwa już w związku z wielkim procesem, który toczył się przeciwko templariuszom w Tuluzie w 1335 roku.
Heretycy musieli przyznać, że wzlatywali na wierzchołki gór, że modlili się do szatana, który ukazywał się im w postaci kozła, że uprawiali rozpustę, wreszcie - pożerali niemowlęta.
Obraz ten w wyobraźni prześladowców czarownic zyskiwał na kolorycie, nowych szczegółach i okrucieństwie.
Kobiety miały przylatywać na sabat (z reguły w czwartki lub piątki) na miotłach, widłach, kijach (w 1727 roku spalono na stosie niejaką Jatne Horn, która latała na grzbiecie własnej córki), natarłszy się uprzednio maścią zrobioną z ciała niechrzczonego niemowlęcia, blekotu i wodnej cykuty, co pomagało w wylatywaniu przez komin. Potem (na przykład na "Łysej Górze", to znaczy na każdej górze, gdzie przebywają siły nieczyste) urządzano diabelską mszę, tańczono i ucztowano, jedząc straszne okropności, z reguły niemowlęta i padlinę bez soli i wina.
Sabatowa erotyka, która dawała możliwość skazywania na stos nawet dzieci, będących rzekomo owocem diabelskiego nasienia, również wydawała się nie sprawiać czarownicom żadnej radości; zadawały się one co prawda - do wyboru - z demonami żeńskimi (sukubami) lub męskimi (inkubami), ale ich uściski, tudzież narządy były nieprzyjemne, zimne jak lód, a sam szatan mimo niejednokrotnie urodziwej twarzy miał zawsze jakieś mankamenty: a to bocianie nogi, a to kłaków za dużo, ponadto cuchnął z reguły kozłem. Kulminacyjnym punktem sabatu było całowanie szatana "pod ogon". Tylko niekiedy bywało ciekawiej, na przykład niejaka pani Goguillon, spalona za czary 24 maja 1679 roku, opowiadała, że jeździła na sabat raz w tygodniu, gdzie jej diabelski kochanek wznosił ją w powietrze we własnym uchu, zamienioną w małego czarnego pieska.
Jaki interes miały czarownice w udawaniu się na sabat i składaniu przysięgi szatanowi? Dzięki temu umiały powodować ulewne deszcze, susze, gradobicia, rzucały uroki odbierające płodność, mogły do woli zatruwać studnie proszkiem sporządzonym z ludzkich kości, rozprzestrzeniać dżumę (przez posmarowanie specjalną maścią klamek), przemienione w koty dusiły niemowlęta, potrafiły rzucić urok, opętać kogokolwiek, uczynić jajko miękkim, a nawet produkować "kolorowe myszy z liścia różanego", w czym specjalizowała się dziesięcioletnia Anna, spalona na stosie w 1703 roku. Umiały również skłócić małżonków, spowodować impotencję (czyli "odjąć ruchome przyrodzenie"). Również za grzech masturbacji nie odpowiadał nikt inny jak podłe czarownice.
Jednym słowem, potrafiły to, co zawsze czyniły czarownice, czyli pomagać albo szkodzić. Głównie jednak szkodzić. Czarownice były bezinteresownie złośliwe. Co ciekawe, diabeł za ich zło i posłuszeństwo nie obdarzał ich ani bogactwem, ani zdrowiem, ani nawet poczuciem bezpieczeństwa. Bo jednej rzeczy nie umiały czarownice na pewno: nie potrafiły nigdy wyrwać się z rąk oprawców. Posiadając wszelkie diabelskie moce, różne zaklęcia i maści były zupełnie bezbronne, gdy je aresztowano, biczowano, torturowano, męczono, palono żywcem.
Konszachty z Diabłem
Wiara w magię towarzyszy nam od dawna. Najstarszy rysunek szamana liczy 20,000 lat. Zawsze i wszędzie żyli ludzie dysponujący wiedzą niedostępną ogółowi. Czy było to przepowiadanie przyszłości, czy zamawianie deszczu, czy praktyki medyczne - stanowiły one domenę czarowników i czarownic. Ludzi tych szanowano ale i bano się ich, lecz dopiero w nowożytnej Europie uznano czary za zbrodnię. We wczesnym średniowieczu oficjalne stanowisko Kościoła głosiło, iż nie ma czegoś takiego jak czary, a za wiarę "wzorem pogan" w czarodziejów i czarownice groziła kara śmierci. W roku 906 "Canon Episcopi" nazywa czary "wynalazkiem diabelskim" podając w wątpliwości tylko te cechy i atrybuty czarownic, które mają wyraźny związek z kultami pogańskimi, np. nocne loty na miejsca tajemnych spotkań.
W 1486 roku inkwizytor papieski Heinrich Kraemer i profesor teologii Jecob Sprenger publikują "Malleus Maleficarum" ("Młot na czarownice") książkę, która miała uświadomić ludziom zagrożenie "plagą czarownic" i stałą się podstawą niezliczonych procesów. Dzieło zawierało, oprócz rozprawy teologicznej, wyraźne określenie czarów jako zbrodni, przenosząc sprawę z płaszczyzny religijnej na prawną. Chociaż płonące stosy kojarzą nam się z okresem średniowiecza, to dopiero w dobie reformacji rozpętało się prawdziwe polowanie na czarownice. Nastąpiło przy tym tragiczne w skutkach przesunięcie ciężkości z pospolitego zabobonu na konszachty z diabłem. Kolejne po "Malleues Maleficarum" znaczące dzieło na temat czarownic - traktat "Demonolatiae" opublikowany w 1595 roku przez Nicolasa Remy - otwarcie już łączy czary z satanizmem, zawierając m.in. szczegółowy opis sabatu. Ten aspekt bardzo szybko zdominował procesy o czary. Podczas śledztwa coraz mnie pytań dotyczyło czynności tak prozaicznych, jak odebranie mleka krowie sąsiadów czy zatrucie studni. Inkwizytorzy za to chcieli wiedzieć, czy i ile razy wiedźma współżyła cieleśnie z diabłem, gdzie odbywały się sabaty i kto w nich uczestniczył.
|